Czy ekolog
powinien być wegetarianinem?

Bezmięsny sposób odżywiania się często wzbudza olbrzymie kontrowersje. Zupełnie niespodziewanie dorobił się całej rzeszy "przeciwników", czyli osób niezainteresowanych takim modelem życia, lecz z niezrozumiałych przyczyn starających się wszystkimi możliwymi siłami dowieść jego niespójności czy wręcz szkodliwości. Dlatego trzeba zacząć od powiedzenia rzeczy będącej - zwłaszcza na łamach czasopisma ekologicznego - truizmem, zapominanie o której jednak powoduje niepotrzebne nieporozumienia.
Otóż ludzie przestają spożywać mięso z najrozmaitszych powodów: do najbardziej znanych motywacji wegetarian należą względy religijne (zakaz spożywania określonych pokarmów), zdrowotne (negatywny wpływ spożywania mięsa na organizm ludzki), etyczne (współczucie dla wszystkich istot) czy ekologiczne (skażenie środowiska wynikające z hodowli zwierząt). Wśród młodzieży często powodem niejedzenia mięsa może być przynależność do jakiejś subkultury lub chęć manifestacji swojego buntu przeciwko panującym w społeczeństwie zasadom.
Owieczki sš zabawne...Wszystkie takie postawy składają się na zjawisko zwane "wegetarianizmem". Jednak w przypadku rzeczowej krytyki należałoby każdą z nich rozpatrywać osobno. Krytycy wegetarianizmu często o tym zapominają.
Krytykuje się więc wegetarianizm na poziomie argumentów medycznych, choć autorzy takiej krytyki zwykle lekarzami nie są. Ja również nim nie będąc pragnę zauważyć jedynie, że jest coraz więcej tzw. "lekarzy przyjaznych wegetarianom", a nawet lekarzy-wegetarian! Okazuje się więc, że powstrzymywanie się od spożywania mięsa nie musi być wcale niezgodne z aktualnym stanem wiedzy medycznej. Potwierdzają to również rzesze długoletnich wegetarian znanych autorowi, a cieszących się znakomitym zdrowiem, wegetariańskie dzieci rozwijające się zupełnie prawidłowo,
oraz dziś już dorośli "wegetarianie od poczęcia", którzy rozwinęli się zupełnie prawidłowo bez rzekomo niezbędnego "białka zwierzęcego" (notabene rozróżnianie białka zwierzęcego od roślinnego jest nieporozumieniem - wszystkie białka na Ziemi składają się z tych samych 20 aminokwasów, i w procesie trawienia są na nie rozkładane).
Homo sapiens najbliżej spokrewniony jest z szympansami, gorylami i orangutanami. Są to zwierzęta odżywiające się głównie pokarmem roślinnym, głównie owocami, aczkolwiek nie gardzące owadami i mniejszymi zwierzętami od czasu do czasu. Ten fakt jest często argumentem wykorzystywanym przez przeciwników wegetarianizmu. Ale przecież to nie mrówki i drobne gryzonie królują na stołach osób odżywiających się mięsem, tylko zabijane w rzeźniach świnie, krowy i kurczaki. Spokrewnione z człowiekiem zwierzęta mają szereg zachowań, które nie są obecnie udziałem Homo sapiens
(choćby zabawę własnymi odchodami czy kanibalizm, nie wspominając o obyczajach seksualnych) a jednak nikt nie dowodzi, że właśnie takie postępowanie byłoby "naturalne" u ludzi. Żyjące na wolności małpy muszą tak komponować swoją dietę, żeby korzystając z aktualnie dostępnych produktów dostarczyć organizmowi wszystkich potrzebnych składników. Człowiek od czasów wynalezienia rolnictwa nie musi już jadać mrówek, i nawet unikając hipermarketów ma wybór
pożywienia o rząd wielkości bogatszy niż żyjący na wolności szympans. Zapewne prawdą jest, że ewolucja człowieka postępowała w ten sposób, że w pewnym momencie dziejów rozwój mózgu nasi przodkowie zawdzięczali grupowym polowaniom, trudno mi jednak zrozumieć w jaki sposób ten fakt wiąże się ze współczesnym wegetarianizmem - sądząc po zachowaniu myśliwych, obecnie polowania na pewno nie powodują rozwoju zdolności intelektualnych, a może nawet wręcz przeciwnie.
Ponieważ częstym powodem, dla którego ludzie rezygnują z jedzenia mięsa jest szeroko rozumiana troska o zwierzęta (i znowu może to być i emocjonalna "opieka nad zwierzętami", i filozoficzne "wyzwolenie zwierząt"), przeciwnicy wegetarianizmu przywołują tutaj oklepany argument o "braku konsekwencji". Zwykle lubują się oni w wymienianiu wszystkich przykładów wegetariańskiej niekonsekwencji - od mleka i jajek począwszy, poprzez skórzane buty, czasem kończąc wręcz na ropie naftowej i węglu. "Jeżeli nie jesz mięsa bo sprzeciwiasz się zabijaniu zwierząt" - argumentują - "to nie możesz nosić również skórzanych butów". A przecież właśnie nie kto inny jak wegetarianie stanowią klientelę firm produkujących buty nieskórzane, kosmetyki nie testowane na zwierzętach
i produkty oznakowywane jako "cruelty-free". I również wegan - czyli takich wegetarian, którzy nie spożywają żadnych produktów pochodzenia zwierzęcego, a więc również
jajek czy mleka - jest coraz więcej. "No tak, ale nigdy nie jesteś w stanie żyć tak, żeby
nie korzystać ze zwierzęcej krzywdy" - odpowiadają przeciwnicy wegetarianizmu, ale już jakby z mniejszym przekonaniem, uświadamiając sobie, że sami jeżdżą samochodem, noszą chińskie tenisówki i kupują w hipermarkecie - a więc korzystają z krzywdy nawet nie zwierzęcej, ale ludzkiej - a mimo to nie przeszkadza im to żądać surowych kar dla morderców. A obrońcy zwierząt - może poza jakimiś religijnymi utopistami - bynajmniej nie oczekują dla zwierząt raju na ziemi, gdzie syty lew śpi między owcami. Przeważa właśnie pogląd akceptujący zasady panujące w przyrodzie, z zastrzeżeniem, że złe jest powodowanie niepotrzebnego cierpienia. A ponieważ człowiek może obejść się i bez mięsa, i bez skórzanych butów, tak więc cierpienia zadawane zwierzętom właśnie w tym celu są nieetyczne. Nie ma niczego bardziej niekonsekwentnego w takiej postawie, niż w jakiejkolwiek innej zasadzie moralnej.
Zapewne dla czytelników "Kropli" najbardziej interesujące będzie przedstawienie wpływu powszechnego spożywania mięsa na stan środowiska naturalnego. I tutaj suche fakty nie pozostawiają żadnego pola dla przeciwników wegetarianizmu. Przy obecnej liczebności populacji Homo sapiens na naszej planecie, tylko intensywna hodowla zwierząt jest w stanie zapewnić ilość mięsa pokrywającą zapotrzebowanie konsumentów. A hodowla taka - w każdych warunkach, nawet w przypadku sielskiej obórki z kilkoma krowami - wiąże się z nadmiernymi ilościami gnojowicy trafiającymi do naszych wód. Także przy "produkcji" mięsa trafia do ścieków mikroflora i mikrofauna będąca roznosicielem chorób odzwierzęcych, metale ciężkie (Pb, Cr, Hg, Cd), metale śladowe (Ag, As, Ni, Sb, Te, Tl), pestycydy chlorowcopochodne, mierzwa, skratki i zsitki, tłuszcz kanałowy, gazy odlotowe: CO2 ,
gazy żwaczowe i jelitowe, produkty pozaustrojowego rozkładu kału i moczu, CH4 , H2 S, N2 , NH3 , metanotiol
(merkaptan metylowy), 3,4-benzopiren, wodorokarboksylan pentylu. Ogromnie trudne do utylizacji. Dlatego nic dziwnego, że w Polsce 70% ścieków z rzeźni nie jest dostatecznie oczyszczona. Do tego dochodzi ilość zużywanej wody podczas przerabiania świni na kiełbasę - ok. 2,5 miliarda litrów rocznie z jednego zakładu mięsnego. Łącznie ogólną objętość ścieków z zakładów mięsnych w Polsce szacuje się na 63 miliony m3 rocznie.
Sama hodowla zwierząt to ogromne marnotrawstwo ziemi uprawnej i żywności. Jedna krowa, z której można uzyskać ok. 200 kg mięsa w ciągu swojego życia zjada kilka ton wysokobiałkowej paszy. Dziw bierze, że są osoby próbujące z tym polemizować (w stylu "ale bardziej najem się kilogramem mięsa niż kilkunastoma kilogramami zboża"), są to wiadomości z programu nauczania w IV klasie szkoły podstawowej. Jeśli zgadzamy się, że monokulturowe uprawy roślin są mówiąc w skrócie "nieekologiczne", to trzeba pamiętać, że większość z nich to produkcja roślin na paszę dla zwierząt hodowlanych. Ludzie jedzą to, czego nie zjedzą zwierzęta - a roślinożerne przeżuwacze potrafią zjeść naprawdę dużo. Minęły już czas, gdy leniwie przechadzające się po łące krowy skubały sobie trawę, której przecież i tak nie zjadłby człowiek. Dziś bydło jest karmione specjalną paszą produkowaną głównie z soi z dodatkami w postaci np. mączki kostnej.
Z opisanych powyżej przykładów nieodparcie rodzi się pytanie: "czy ekolog powinien być wegetarianinem?". Jeśli przez wegetarianina będziemy rozumieć młodego człowieka piszącego coś sprajem po szybie sklepu wędliniarskiego, nie myjącego się mydłem i z pasją przekonywującego wszystkich do swojego stylu życia, nazywając tych, którzy nie chcą go zaakceptować jakimś pogardliwym słowem, to odpowiedź jest prosta - ekolog nie musi być takim wegetarianinem. Ekolog - czyli znowu w uproszczeniu - ktoś starający się żyć tak, żeby jak najmniej szkodzić przyrodzie, ktoś kto czuje szacunek dla otaczającego nas świata, ktoś kto widzi w roślinach i zwierzętach coś więcej niż tylko liczby w rubrykach opracowania statystycznego - taki ekolog nie może mamiąc się fałszywymi argumentami zamykać oczu na rzeczywistość, która każdego dnia jest udziałem milionów zwierząt hodowlanych na całym świecie, na rzeczywistość,
w której Etiopia jest największym w Afryce eksporterem mięsa do USA, na rzeczywistość, w której prawie całą żywność
produkuje się nie dla ludzi, tylko dla zamkniętych w obozach koncentracyjnych krów, na rzeczywistość, w której rzekami płyną szkodliwe ścieki dlatego, żeby na niedzielnym stole nie zabrakło pieczonej polędwicy. Jeżeli taki ekolog ma złe skojarzenia ze słowem "wegetarianin" to może nazwać siebie np. "jaroszem". Ale taki ekolog nie powinien brać udziału w procederze, który dzień za dniem przyczynia się do degradacji naszej planety. Chyba, że zamiast tego woli pisać długie elaboraty uzasadniające w okrężny sposób dlaczego tak trudno mu odzwyczaić się od kiełbasy.

Krzysztof Wychowałek

Więcej informacji na temat wegetarianizmu w Internecie na stronie: http://www.vege.pl/


[Poprzedni | Spis treści | Następny]