tAAAAAka

RYBA

Łosoś

Łosoś kojarzy nam się nam najczęściej z pomarańczowym smacznym mięsem, kawiorem tego samego koloru - jest dostępny w każdym porządnym sklepie spożywczym w postaci wędzonej. Każda szanująca się nadmorska smażalnia ryb oferuje tusze łososia. Sytuacja tej ryby wcale nie jest jednak taka różowa (a w zasadzie pomarańczowa). Gatunek ten boryka się w Bałtyku z wieloma problemami, a niektórzy Polacy są mu solą w oku. Ale o tym później.

Łosoś atlantycki (Salmo salar), bo właśnie ten gatunek występuje w morzu Bałtyckim, jest rybą wędrowną rozradzającą się w rzekach i odrastającą, w morzu. Niewielka ilość przedstawicieli tego gatunku przed tysiącami lat przepłynęła cieśniny duńskie i przystosowała się do życia w słabo zasolonych wodach Bałtyku. Jest on gatunkiem, który zaniknął w polskich rzekach - ostatnie dzikie łososie obserwowano w połowie lat osiemdziesiątych. Przyczyniła się do tego zabudowa rzek oraz znaczny stopień ich zanieczyszczenia, kłusownictwo oraz zniszczenie tarlisk.

W Bałtyku dziki łosoś (rozradzający się w naturalnym środowisku) również zanika. W handlu na świecie jest łososia pod dostatkiem - jest to jednak ryba przede wszystkim hodowlana. Tak, tak, to co konsumujemy na naszych stołach w znacznej części pochodzi z norweskich hodowli.

Pierwszy problem łososia jest taki, że łosoś łososiowi nierówny. Łososie pływające w Bałtyku możemy podzielić na dzikie i hodowlane. Obecnie zaledwie co dziesiąty łosoś nie ma hodowlanych przodków. Stało się tak z powodu intensywnego zarybiania rzek narybkiem hodowlanym, a początek tego procesu został zapoczątkowany przez przemysł hydroenergetyczny Szwecji i Finlandii, który prawnie zobligowany jest do prowadzenia hodowli. W ten sposób rekompensowane są straty w środowisku. Każdego roku parę milionów sztuk młodych łososi trafia do morza. Niestety pochodzą one z kilku hodowli, a więc łącznie mają kilkadziesiąt sztuk rodziców. Pula genowa zmienia się więc w niewielkim zakresie, a właściwie nawet maleje z powodu odłowu wartościowych genetycznie osobników.

Problem drugi to połowy, które odbywają się zimą i stosuje się w nich zwykle sieci dryfujące. Osobniki szybciej rosnące, a więc zdrowsze i lepiej odżywione, już pierwszej zimy swego życia w morzu są na tyle duże (60 cm), że wpadają w sieci. Osobniki mniejsze i słabsze przechodzą przez oka sieci. I właśnie te osobniki wędrują później do rzek na tarło. Przekazują swoje słabe geny potomstwu. Obserwujemy więc przykład karlenia gatunku, bowiem waga łowionych osobników znacznie zmalała na przestrzeni ostatnich 70 lat. Od kilku lat drastycznie zostały obniżone limity połowowe na łososia, jednak nie ma na razie to wyraźnego wpływu na stan populacji tej ryby w Bałtyku.

Trzeci problem łososia to M 74. Nie należy tego jednak kojarzyć z M16 jaki posiadał Rambo. M 74 to zaraza, która trzebi stada łososi w Bałtyku. Literę M tłumaczyć można na dwa sposoby - jako "mortality" czyli śmiertelność, bądź "milieu", czyli środowisko. Liczba 74 oznacza rok 1974, w którym po raz pierwszy zarejestrowano efekt choroby. Dokładnie nie wiadomo co wywołuje chorobę, która dotyka tylko osobniki żeńskie. Wiązana jest ona z zanieczyszczeniem morza. Toksyczne związki gromadzące się w organizmie, po przekroczeniu wartości progowej wywołują M. 74. Przejdźmy teraz na nasze podwórko.

Młode łososie żyją w morzu 2-3 lata, jedząc głównie śledzie i szproty, by w pełnej krasie ruszyć do rzek na tarło. Rozpoczynają wędrówkę, która bardziej przypomina drogę krzyżową, niż zwykły pęd do przekazania genów. Na dobrze odżywione łososie przy ujściach rzek jeszcze rok temu czekały stada kutrów. Zew natury wpychał je w zastawione sieci. Od tego roku połowy przy rzekach łososiowych (a mamy takich zaledwie kilka) zostały zakazane.

Zanim łososie dopłyną do tarlisk muszą ominąć dziesiątki sieci zastawionych przez kłusowników. Inne typ kłusownika to w żargonie straży rybackiej tzw. "faza". Ryby ogłuszane są prądem z mocnego akumulatora lub z "lewego" podłączenia do słupa z wysokim napięciem. Nie ma co ukrywać, że to nasi rodacy są w tym specjalistami i to oni właśnie stanowią ową sól w łososiowym oku. Walka z tym procederem jest niesłychanie trudna. Sprawcy tłumaczą się trudną sytuacją finansową, ale jednocześnie posiadają w swej lodówce 10 kg kawioru. Sądy zwalniają ich ze względu na niewielką szkodliwość społeczną.

Głośny był ostatnio przypadek złapania przez społeczną straż z Towarzystwa Miłośników Parsęty na gorącym uczynku kłusownika, który po zatrzymaniu zmarł. Okazało się, że zaledwie parę dni wcześniej sprawca przebył operację trepanacji czaszki. A ponieważ był sezon na łososia nie mógł odpuścić okazji. Najciekawsze jest to, że np. telewizja, a konkretnie "Teleekspres" zamiast z całą stanowczością piętnować ten proceder, przedstawia nam wersję, że banda strażników rybackich w amoku skatowała na śmierć niewinnego człowieka, który wyszedł na grzyby z kolegą. Tylko kto widział grzybiarza z akumulatorem?

Wracając do wędrówki łososi należy dodać, że po drodze ryby mają jeszcze do pokonania drobne przeszkody w postaci wodospadów lub źle funkcjonujących przepławek. W efekcie na tarło, które odbywa się w listopadzie dociera niewielki procent osobników. Samica do wykopanego gniazda składa 5-20 tysięcy pomarańczowych jaj, z których na wiosnę wylęgną się larwy. Część tych jaj zostanie zabrana przez rzekę lub zjedzona przez drapieżniki. Larwy po wchłonięciu woreczka żółtkowego przechodzą na pokarm zewnętrzny i już jako narybek zajmują określone terytorium, które bronią przed konkurentami. Dorosłe osobniki po tarle (stadium to nazywa się kelt) nie giną, ale wracają do morza gdzie wracają do formy (od momentu wejścia do rzeki przestają pobierać pokarm) i w następnym roku są gotowe do tarła.

W rzece narybek pozostaje zazwyczaj dwa lata, gdzie jest dziesiątkowany przez większe drapieżniki. Po tym okresie podchodzi do ujścia rzek, zmienia ubarwienie na srebrzyste i przez okres dwóch tygodni przystosowuje się do zmiany środowiska ze słodkowodnego na słonowodne. Stadium to nazywane jest smolt, a cały proces smoltyzacją. Potem wychodzą w morze i cały cykl się zamyka.

Od 1997 Federacja Zielonych - grupa Szczecińska rozpoczęła aktywną ochronę gatunku, biorąc udział w restytucji łososia w rzekach Pomorza Zachodniego zgodnie z ogólnopolskim programem restytucji 4 gatunków ryb wędrownych w polskich rzekach. Dzięki dotacji CCB oraz WFOŚiGW w Szczecinie w latach '98-99 wpuściliśmy do dorzecza Regi 16 000 sztuk narybku. Tarlaki łososia, z których otrzymano ten narybek, pochodzą z Dźwiny Zachodniej, ze stada biologicznie i geograficznie najbardziej zbliżonego do naszego.

Narybek łososia

Aby odtworzyć stado łososia w Redze do poziomu kilku % populacji troci należałoby przez kilka kolejnych lat wpuszczać do jej dorzecza po około 60 tys. Sztuk narybku. Fundusze uzyskane w roku 2000 pozwolą nam osiągnąć poziom zarybiania 60 000 sztuk narybku rocznie, który kontynuowany przez kilka kolejnych lat da efekt w postaci kilkudziesięciu dorosłych łososi migrujących na tarło corocznie do Regi, czyli zapewnia już minimalny sukces restytucyjny.

Doświadczenia i efekty z dwóch ostatnich lat realizacji projektu jednoznacznie wskazują, iż stosowana przez nas metoda zarybiania jest bardzo skuteczna. Opracowana ona została przez prof. Józefa Domagałę z Uniwersytetu Szczecińskiego. Dotychczas stosowana w kraju metoda "przemysłowa" polega na zarybianiu wiosną ujść rzek młodym narybkiem 1+ pochodzącymi z hodowli. Metoda ta jest efektywna, ale jest droga (narybek podhodowany jednoroczny jest znacznie droższe niż narybek), a wypuszczane ryby nie są tak dobrze przystosowane do środowiska jak dzikie. Narybek ten przyzwyczajony do karmienia ma znaczne problemy ze zdobywaniem pokarmu - nie ma też wyrobionych naturalnych zachowań ucieczki przed drapieżnikami - tym samym staje się dla nich łatwym łupem, czyli jego przeżywalność znacznie maleje. Równolegle, choć w znacznie mniejszej skali stosuje się zarybianie narybkiem o różnym stopniu podchowu.

Stosowana przez nas metoda polegająca na zarybianiu górnych odcinków rzek narybkiem letnim podchowanym (0+ lub 1+) jest bardzo efektywna - uzyskuje się przeżycie łososi do stadium narybku jesiennego na poziomie 32-38%, czyli 3 więcej niż norma, a przeżywalność do stadium smolta ponad 10-11 % czyli 4 razy więcej niż przewiduje norma. Najważniejsze jest jednak to, że wpuszczony o tej porze roku narybek w odpowiednim stadium rozwoju dorasta w warunkach naturalnych - powstaje więc ryba bardzo zbliżona do ryb dzikich. Wrzucona do potoku o szerokości jednego metra bardzo bogatego w pokarm i pozbawionego większych drapieżników powoli może spływać na głębsze wody, aż do morza. W tym czasie zapamiętuje smak i zapach swojej rzeki. Dzięki temu za 3 lata wróci w to samo miejsce na tarło. Utrzymując wysoki poziom zarybiania, który uzupełniany będzie każdego roku narybkiem pochodzącym z naturalnego tarła w rzece mamy szansę doprowadzić do odrodzenia populacji łososia w rzekach Pomorza Zachodniego. Już teraz pojawiają się ponad metrowe tarlaki łososia i z roku na rok jest ich coraz więcej. Dobrze rokuje to na przyszłość, jednak bez skutecznej walki z kłusownictwem cały wysiłek nasz i wielu innych ośrodków w kraju może pójść na marne.

Jakub Szumin
Federacja Zielonych
ul. Kolumba 6
70-035 Szczecin

Pragnę podziękować naszym sponsorom Fundacji: "Partnerstwo dla Środowiska", Programowi Małych Dotacji Global Environmetal Facility, WFOŚiGW w Szczecinie, Koalicji Czystego Bałtyku ze Szwecji, Zakładom Chemicznym "Police" S.A. oraz Polskiemu Związkowi Wędkarstwa i Prof. Józefowi Domagale za pomoc okazaną przy realizacji projektu.


[ << poprzednia ] [ strona główna ] [ następna >> ]