Pilczyce, glinianki
i żaby

Kompleks zbiorników wodnych zwany "pilczyckimi gliniankami" leży między ulicami Lotniczą i Pilczycką, na wysokości mostu Maślickiego na rzece Ślęzy. Kompleks składa się z dwóch rodzajów zbiorników - jednego dużego, o powierzchni ok. 50000 m 2 oraz kilku mniejszych, każdy nie większy niż 1500 m.2 . Są one pozostałością po poniemieckich wyrobiskach gliny - kiedyś na Pilczycach była cegielnia. Obecnie, rzecz jasna, nie ma po niej śladu, zostały tylko doły wypełnione wodą. Duży zbiornik znajduje się na terenie osiedla mieszkaniowego, najbliższe otoczenie stanowią parkingi, place zabaw i wysokie budynki mieszkalne. Brzeg jest częściowo obetonowany, a częściowo piaszczysty, z bardzo niewielką ilością roślinności brzegowej (głównie są to młode wierzby, wyrastające wprost z wody). Małe stawki natomiast to całkiem odmienna bajka. Leżą w lesie, który od strony zachodniej przylega do dużego zbiornika. Mają piaszczyste brzegi, są płytkie, częściowo zarośnięte szuwarami i roślinnością podwodną. W lesie natomiast rosną topole, wierzby, olchy, także dęby. Całość to bardzo cenne i interesujące środowisko. Czy może raczej - tak było w 1998 roku.

Kiedy w maju 1998 wysiadłem z samochodu zaparkowanego na ul. Mącznej, od razu wiedziałem, że coś jest nie tak, jak zwykle. Inaczej. Ciekawiej. Słyszałem żaby. Było słoneczne wiosenne przedpołudnie, wiał lekki, ciepły wiaterek, a powietrze pachniało tym szczególnym majowym zapachem, który tak trudno określić, ale który natychmiast się poznaje, kiedy się go poczuje. Głęboko wciągnąłem powietrze, rozkoszując się panującą wokół atmosferą. Słyszałem żaby. Dużo żab.

Skąd w ogóle znalazłem się wówczas w tej okolicy ? Przyznam, że wcześniej nawet nie słyszałem o istnieniu czegoś takiego jak "pilczyckie glinianki". Wrocławskimi zbiornikami wodnymi zainteresowałem się bliżej z prostego powodu - pod kierunkiem prof. Marii Ogielskiej z Instytutu Zoologicznego Uniwersytetu Wrocławskiego pisałem pracę magisterską pt. "Płazy wybranych środowisk miasta Wrocławia" (obroniona w 1999 roku). Dotyczyła ona zagadnienia sytuacji płazów w mieście - liczebności, sukcesu rozrodczego, występowania różnych gatunków w zależności od otoczenia etc. Taka niewielka inwentaryzacja, plus ewentualne sugestie dotyczące sposobów poprawienia sytuacji miejskich płazów. Musiałem zrobić obchód znalezionych na mapie Wrocławia zbiorników wodnych, żeby wybrać do badań te, które warte będą obserwacji. Znalazłem ich sporo, w różnych częściach miasta, wybrałem kilka - a wśród tych wybranych, jak się później okazało, pilczyckie glinianki stanowiły teren najważniejszy.

Dlaczego obecność płazów na terenach zamieszkałych przez ludzi jest korzystna ? Płazy to zwierzęta dwuśrodowiskowe. Jako larwy przebywają w wodzie, jako dorosłe - na lądzie. Kijanki są roślinożerne, larwy traszek - mięsożerne. Drapieżne są także dorosłe płazy. Ich wilgotna, delikatna skóra nie stanowi szczelnej bariery między organizmem a środowiskiem zewnętrznym, mogą przez nią dyfundować ciecze i gazy. Podobnie jest z galaretowatymi osłonkami rozwijających się w wodzie jaj. Dzięki wszystkim tym cechom płazy są bardzo wrażliwe na jakiekolwiek zakłócenia w środowisku. Poza tym z reguły są związane z jedną okolicą, co pozwala wykorzystywać je do długookresowego monitoringu danego terenu. Rokroczna obecność płazów w jakimś stawie świadczy o nie zanieczyszczonej nadmiernie wodzie, obecności bazy pokarmowej, tak dla larw, jak i dla osobników dorosłych; występowaniu wystarczającej liczby kryjówek na brzegach (dorosłe) i w toni (kijanki) stawu, wreszcie o istnieniu miejsc odpowiednich do zimowania. To nie wszystko - jak wspomniałem, dorosłe płazy są drapieżne. Odżywiają się w zasadzie przez cały okres życia aktywnego, pochłaniając olbrzymie ilości bezkręgowców. Spełniają rolę podobną do roli ptaków owadożernych, ale zjadają głównie te owady, które są dla ptaków albo niedostępne, albo nieatrakcyjne. Dotyczy to także wielu "szkodników" (ludzkich upraw). Populacja ropuch zamieszkująca ogródki działkowe potrafi np. doskonale utrzymywać w ryzach żerujące na truskawkach ślimaki, a dodatkowo obecność stawu, w którym ropuchy mogłyby godować, reguluje stosunki wodne najbliższej okolicy. Podobnie jest ze stawem na terenie osiedla mieszkaniowego, który podnosi walory estetyczne otoczenia (o ile nie jest zaśmiecony), urozmaica wypoczynek oraz może pełnić także rolę edukacyjną.

Ufff ! Po tej sporej dawce "morałów" wróćmy wreszcie na Pilczyce. To co zastałem na pilczyckich gliniankach w 1998 roku, to był absolutny szok. Nigdy bym się nie spodziewał, że tak uroczy zielony zakątek może znajdować się w tak niewielkiej odległości od ludzkich osiedli (i to nie jakichś tam malowniczych willi otoczonych ogrodami, tylko betonowych blokowisk !). Cisza, spokój, śpiewające ptaki, no i te żaby...

Nie ma drugiego takiego miejsca w obrębie miasta, gdzie spotkałbym tyle gatunków. Traszki zwyczajne, kumaki nizinne, żaby zielone, żaby moczarowe, żaby trawne - do kompletu brakowało tylko jakiejś ropuchy i rzekotek, ale nie przesadzajmy zbytnio. Tu dodać należy, że w roku 1998 stwierdziłem występowanie tylko traszek, kumaków i żab zielonych - ponieważ te gatunki godują przez całe lato. Na wiosnę 1999 listę zasiliły jeszcze godujące żaby moczarowe i trawne - one "robią swoje" raz a dobrze, najczęściej tylko przez kilka dni, w marcu, najpóźniej w kwietniu. W 1998 roku nie zdążyłem po prostu się na ich gody "załapać". Z gadów natomiast udało mi się wypatrzyć ze dwa zaskrońce.

Mówiąc krótko, pilczyckie glinianki w lecie 1998 roku były naprawdę cennym kawałkiem przyrody, także pod względem herpetologicznym. Uwzględnili to ludzie z Fundacji Oławy i Nysy Kłodzkiej (teraz: Dolnośląskiej Fundacji Ekorozwoju), z materiałów których korzystałem przy pisaniu pracy magisterskiej, i opracowali projekt "Pilczyckiego BIO-Parku". W projekcie tym połączone zostały ochronne, edukacyjne oraz rekreacyjne funkcje całego obszaru glinianek. Duży zbiornik miał pełnić rolę rekreacyjną (plażowanie etc.), małe zbiorniki natomiast pełniłyby rolę ochronną (w tym celu chciano np. nasadzić w pewnych miejscach krzewy, by odciąć dostęp ludzi do brzegów stawów i zapewnić spokój gniazdującym ptakom wodnym) oraz edukacyjną (wykorzystanie niektórych z istniejących ścieżek jako ścieżek edukacyjnych). Gdyby projekt ten doczekał się realizacji - Wrocław miałby się czym pochwalić.

Kiedy w marcu 1999 roku jechałem po raz pierwszy po zimie odwiedzić "moje glinianki", tryskałem optymizmem. Nie mogłem się doczekać rozpoczęcia sezonu, żeby sprawdzić, co też się wczesną wiosną na gliniankach pod żabim względem dzieje. Entuzjazm mój nieco przygasł, kiedy zobaczyłem jakieś podejrzane góry piachu, usypane wokół kanału łączącego stawy z pobliską Ślęzą. Kiedy usłyszałem warkot koparki, pojawiły się pewne podejrzenia. A kiedy zobaczyłem samą koparkę, otoczoną przez kilku silnych panów w gumiakach, waciakach i beretach na głowach, stojącą na samym środku czegoś, co jeszcze w zeszłym roku było pięknym porośniętym szuwarami stawkiem - zrobiło się zupełnie nieciekawie. Okazało się, że przez cały kompleks leżących w lesie stawów przekopano kanał i połączono go z kanałem łączącym stawy ze Ślęzą, który z kolei solidnie pogłębiono. Na moje pytanie, dlaczego spuszczają wodę z tych stawów, jeden z panów odpowiedział, że: "trzeba osuszyć to bagno". Ale pocieszył mnie, że wszystko w porządku, bo największy zbiornik (ten na terenie osiedla) pozostanie nienaruszony. Czy trzeba dodawać, że takie pocieszenie miało wręcz odwrotny skutek ?

W trakcie wiosny i lata 1999 okazało się, że wodę spuszczono nie ze wszystkich małych stawów. Dwa były prawie całkowicie osuszone ale w trzech innych woda nadal była obecna jeszcze w sierpniu, kiedy byłem tam po raz ostatni w 1999 roku. Niemniej, pojawił się przepływ, który zapewne całkowicie zmienił warunki życia wodnych zwierząt. Zniknęły gdzieś traszki zwyczajne, żab zielonych było mniej i zmieniły miejsce godowania (w ich "ulubionym" stawie z 1998 roku nie było wody), podobnie kumaki. W roku 1998 wszystkie stawy były porośnięte szuwarami; w lecie 1999 z większości z nich pozostały tylko suche badyle (tam, gdzie nie spuszczono do końca wody jej poziom i tak opadł). Wycięto niektóre do tej pory rosnące nad brzegami drzewa, całość natomiast sprawiała wrażenie jakiegoś chaosu, a nie w miarę dzikiego kawałka przyrody.

W Dolnośląskiej Fundacji Ekorozwoju dowiedziałem się, że wszystkie te prace ziemne są prowadzone zgodnie z założeniami tzw. operatu leśnego, w celu ochrony kompleksu stawów. "Ochrona" polega w tym przypadku na ustabilizowaniu poziomu wody oraz nasadzeniu drzew odpowiadających rodzajowi lasu, jaki wg operatu leśnego powinien występować na tym terenie.

Wszystko to razem nie nastrajało zbyt optymistycznie. Ale w tym roku okazało się, że nie jest tak źle. W marcu 2000 znów byłem na Pilczycach. Środowisko zmieniło się znacząco, nie da się ukryć. Zamiast kilku większych stawów powstało wiele małych, o wiele płytszych. Wyniosłości będące dawniej zafałdowaniami dna są teraz "groblami", oddzielającymi mniejsze stawy od siebie. Te miniaturowe grobelki porosły trawą i kępami situ, przy brzegach wykształciły się też szuwary, wcześniej nieobecne (umożliwił to spadek poziomu wody). Wprawdzie teraz stawy są bardziej zagrożone zarastaniem, ale poza tym można powiedzieć, że powstało całkiem malownicze siedlisko - wody już nie ubywa, sytuacja wydaje się powoli stabilizować. Po staremu godują tu żaby moczarowe i trawne (choć w mniejszych ilościach niż przed osuszeniem), także żab zielonych jest całkiem sporo (doliczyłem się ok. 70 koncertujących samców). O wiele mniej za to jest traszek zwyczajnych, a kumaków nizinnych wcale nie udało mi się usłyszeć. Być może osobniki tych gatunków (najczęściej przebywających w wodzie) spłynęły z prądem wody w 1999 roku, podczas osuszania. Obraz pilczyckiej herpetofauny dopełniają zaskrońce (ok. 10 osobników) i kilka jaszczurek zwinek, które także udało mi się wyśledzić w czasie wizyt na gliniankach.

Tak więc, mimo działalności panów w waciakach (i decydentów wydających im polecenia), pilczycka przyroda obroniła się. Aby stwierdzić, czy dzięki obniżeniu poziomu wody powstało środowisko bogatsze od wyjściowego, trzeba będzie poczekać jeszcze parę lat. Jeśli okaże się, że zadbano o to, by poziom wody nie opadł niżej i jeśli uda się zapobiec zrośnięciu stawków - kto wie, może będzie to kolejny przykład na to, że działalność człowieka czasem jednak wychodzi przyrodzie na dobre...?

Piotr Kierzkowski
Pracownia Biologii
Ewolucyjnej i Rozwojowej Kręgowców
Instytut Zoologii UWr
piotrk@biol.uni.wroc.pl


[ << poprzednia ] [ strona główna ] [ następna >> ]