Czterej Pancerni i...

czyli organizacji odzysku bój o odpady

11 maja 2001 roku, na odziale patologii ciąży zwanej Sejmem RP, po długotrwałym porodzie z wieloma komplikacjami natury finansowej i lobbingowej dała pierwsze oznaki życia mała rumiana dziewczynka. Rodzice, wyjątkowo niedobrani i liczni: biznes, firmy komunalne, producenci opakowań, politycy, ekolodzy i w końcu niestrudzona garstka zaciętych parlamentarzystów, wybrali dla niej długie, choć dla niektórych uszu miłe imię: ustawa o obowiązkach przedsiębiorców w zakresie gospodarowania niektórymi odpadami oraz o opłacie produktowej i opłacie depozytowej.
Dla ułatwienia nazwałem ją Marusia. Zatem Marusia w ciągu kilku miesięcy, przyroda zna takie przypadki, wyrosła na piękną pannę z jeszcze piękniejszym wianem, zwanym podatkiem produktowym, lub inaczej podatkiem który będzie płacić biznes za swoje śmieci. I już pierwszego stycznia 2002 roku ogłosiła natychmiast, że jest świetną partią do wzięcia, gromadząc wokół siebie liczną rzeszę kawalerów, których dla pochwały polskiej martyrologicznej kinematografii będę dalej określał mianem Czterej Pancerni.
Tak więc Czterej Pancerni i Pies starają się o rękę Marusi. Mają kilka cech wspólnych: są bowiem przedstawicielami tzw. Organizacji Odzysku i wszyscy muszą spełniać warunki zapisane przez Marusię w artykule 4 ustępie 1 punkcie 2 jej dzienniczka. (... - Dziennik Ustaw z 2001 roku Nr 63 poz. 639). Dodatkowo, co nie jest bez znaczenia dla czytelników "Kropli" nasi kawalerowie, nie powinni grosza skąpić na ekologicznie edukowanie społeczeństwa. Niestety Marusiowe życzenia w tej kwestii są mało konkretne, trudno więc przewidzieć jak nasi pancerniacy zabiorą się do tej roboty. Oby nie skończyło sie tylko na ekodukaniu. No, ale miłość przecież czyni cuda.
Czterej Pancerni rozpoczęli już rywalizację. Niektórzy mają niezłe zaplecze, własne firmy komunalne, wysypiska śmieci, inni z kolei szerokie plecy, duży kapitał czy spore doświadczenie w uwodzeniu posażnych panien. Chcąc jednak skorzystać z wiana muszą przekonać do siebie tzw. pakowaczy czy napełniaczy, czyli tych przedstawicieli biznesu, którzy sprzedają swoje towary w opakowaniach, a których Marusia zobowiązała do posprzątania, na czas, własnych śmieci. Wszyscy dostali nieprzekraczalny termin 2007 roku, do którego to roku śmieci musza być uprzątnięte, odzyskane i najlepiej poddane recyklingowi. Poziom ich odzysku jest zróżnicowany w zależności z czego są zrobione; i tak papier musi być odzyskany w 48%, szkło i aluminium w 40%, tworzywa sztuczne i opakowania wielomateriałowe w 25%.
Pakowacze i napełniacze mogą samodzielnie podjąć się sprzątania lub zlecić to Czterem Pancernym. I tak już robią, gdyż Pancerni są wyćwiczeni w boju i wiedzą kto wróg a kto swój, a poza tym tylko oni potrafią pokierować Rudym. W dobie armii zawodowej Pancerni wycenili wartość swoich usług w pierwszym roku na około 300 mln złotych - po kosztach paliwa do czołgu. Z każdym następnym rokiem suma ta będzie rosła, przynajmniej w takim tempie jak poziomy odzysku i recyklingu opakowań oraz w miarę ich zwiększającej się sprzedaży na rynku. Nie jest to zatem mała sumka i wydawać by się mogło, że nawet Szarikowi dostanie się niezły kawałek. A jednak, walka rozgorzała na całego, pierwszy kwartał 2002 spływa krwią. Jak tak dalej pójdzie Marusia będzie musiała rzucić prawo i powrócić do swojego wyuczonego zawodu - sanitariuszki. Mimo tej, odwołam się do kinematografi, tym razem zza oceanu "dzikości serca" a może "waleczności serca" Pancernych, walka ta sprawdzi czy warunki jakie stworzyła Marusia są wykonalne, oraz czy na polu bitwy uchowają się nasi bohaterowie i ilu z nich. Choć na każdym dotychczasowym spotkaniu nasi czołgiści zaklinają się, że wojują non profit, to jednak, nie można ulec złudzeniu, że zysk będzie tutaj najważniejszy. Pancerni mają wielkie serca ale na razie puste portfele. Choć w bój ruszają z piechotą, zaciągiem z samorządów, firm śmieciarskich czy recyklingowych, to jednak nie mają jak i z czego im zapłacić. Jak na razie piechota nie może liczyć na szybki dopływ gotówki. To z pewnością potrwa co najmniej rok!
W ciągu najbliższych dwóch lat zysk Pancernych zadecyduje, czy tak jak u naszych zachodnich sąsiadów będzie działał tylko jeden "gr(ne punkt". A może będzie ich więcej i na dodatek różnokolorowych. Tak więc do czasu wyjaśnienia kilku wątpliwości, a potrwa to znowu z roczek, Marusia będzie chodzić bez stanika w przyciasnych majteczkach, a Pancerni będa ruszać się po omacku. Swoją droga dziwię się im, że mają coś przeciwko. Bo ja to lubię.

Dominik Dobrowolski

- pisane w niedzielę
(w dniu powszednim na służbie organizacji odzysku Recal S.A.)


[Poprzedni | Spis treści | Następny]