„Canolfan y Dechnoleg Amgen” – taki walijski napis zobaczyłam po przebyciu długiej podróży i dotarciu do, położonej w dolinie Dyfi, wioski Machynlleth. Brzmienie nazwy miejsca, w którym się znalazłam, było niczym „pozdrowienia nie z tego świata” i doskonale oddawało klimat założonego tutaj trzy dekady temu... Centrum Alternatywnych Technologii.

Gdyby ktoś spytał nas o prosta receptę na to, jak „zazielenić świat”, jak w ciekawy sposób edukować o ochronie środowiska naturalnego, tworząc przy tym miejsca pracy, pewnie czulibyśmy się zakłopotani. Tymczasem „patent” na rozwiązanie powyższych problemów znalazło już pod koniec lat 60-tych pokolenie „dzieci kwiatów”: tworzyć wspólnoty otwarte na innych, wspierać się nawzajem, żyć blisko Natury i wykorzystywać jej potencjał... Czy takie pomysły są dziś utopią? Przeczą temu rozwijające się coraz prężniej na całym świecie eko-wioski i ekologiczne centra edukacyjne, w których ludzie swoim codziennym życiem udowadniają, że to, co wydawało się jedynie mrzonką, może stać się realne – przy zrównoważeniu zapału, kompetencji i dobrych chęci. Miejscem naprawdę wyjątkowym i inspirującym, którego odwiedziny utwierdziły mnie w przekonaniu, że „można żyć inaczej” i „warto mieć marzenia”, jest walijskie Cente for Alternative Technology (CAT).
 Ośrodek ten założyła pod koniec lat 60-tych grupa hippies, którzy postanowili zamieszkać wspólnie w górach, z dala od zgiełku „bezdusznego” miasta. Wykorzystując energie odnawialne oraz zapraszając do współpracy licznych „wizjonerów”: architektów, artystów, inżynierów i botaników, stworzyli prawdziwe centrum edukacyjne. Na początku traktowali to wszystko jako eksperyment, jednak udało się – to miejsce nie tylko przetrwało próbę czasu, ale pozwoliło na stworzenie wielu miejsc pracy. Obecnie w sezonie pracuje tu nawet setka osób, by zapewnić ofertę edukacyjną i turystyczną dla „przewijających się” przez Centrum rocznie nawet 65 tysięcy turystów.
To dla turystów wszyscy pracownicy dokładają starań, by... sprzedać im „zielone” ideały, sami jednak nie wyrzekają się przy tym swoich. Po pomieszczeniach biur latem chodzą na boso, a tworząc business-plany zakończone dużą ilością zer pogryzają batoniki z muesli z pełnych ziaren zbóż, posiadających atest rolnictwa ekologicznego.

proste patenty, ekologiczne rozwiązania
    
CAT składa się z całego kompleksu budynków, których funkcjonowanie zapewnia energia żywiołów: słońca, wiatru i wody. Dostanie się do samego jego „serca” czyli na szczyt góry, umożliwia kolejka górska działająca na... wodę. Ze zbiornika w wagoniku na dole wylewana jest woda, w tym czasie napełniany jest zbiorniczek w wagonie na górze – ot, prosty patent wykorzystujący znane od wieków prawa fizyki.
Poszczególnym budynkom, w którym zastosowano ekologiczne patenty i technologie możemy przyglądać się, spacerując samodzielnie, z przewodnikiem lub z trzymanym przy uchu aparatem dźwiękowym i odtwarzać sobie nagrane komentarze. Ciekawi mogą tutaj dotknąć poszczególnych elementów konstrukcyjnych, wykonanych z surowców wtórnych.  Na zmęczonych czekają ławeczki przy oczkach wodnych, strumyku czy przy, zbudowanym w szklarni wzorowanej na modelu wszechświata, mini-wodospadzie.
  Odpocząć i posilić się możemy tutaj w restauracji z wegetariańskim menu. Spora część produktów w restauracji pochodzi od lokalnych ekologicznych rolników, skosztujemy też tutaj produkty Fair Trade (Sprawiedliwego Handlu). Takie produkty, jak i mnóstwo ekologicznych książek czy publikacji, zabawek, kosmetyków kupimy w prowadzonym przez Centrum sklepie. Kupimy tu np. poradniki o koncepcji „wolnych ogrodów kwiatowych” (nasiona wielu roślin wolnorosnących w naszej okolicy i uznawanych za chwasty warto wykorzystać do skomponowania pięknej, kwiatowej rabatki, a zebrane następnie z niej nasiona możemy przekazać np. sąsiadom) czy technikach budowy domów z gliny i słomy. W sklepie można także „podejrzeć” technologiczne nowinki typu budzik na baterie wodne, kręcona na korbę ładowarka do „komórki” czy gadżety: wykonane z surowców wtórnych ozdoby choinkowe.

pierwszy krok

 W CAT żyje na co dzień mała społeczność. Część z nich tworzy tzw. Apple Club, którego członkowie promują hodowlę tradycyjnych odmian jabłoni, część – zgodnie z zasadą „car share” zakupiła  w kilkadziesiąt osób kilka samochodów, które użytkowane są wspólnie (po co każdy miałby mieć swój własny, osobny samochód?!). W energooszczędnych domkach, na dachach których rośnie trawa i kwitną kwiaty mieszkają ponadto wolontariusze z całego świata (są nimi nie tylko osoby młode). Wielu z nich na tyle mocno zachłystuje się atmosferą tego miejsca, iż wiąże z Centrum swoje plany zawodowe. Tak było na przykład z Paulem Allenem, obecnym Dyrektorem ds. Rozwoju. – To były lata 60-te, zaczynałem karierę naukową w Loughborough University, kiedy nieoczekiwanie przyjaciel zaproponował mi przyjazd do Centrum Alternatywnych Technologii, by przyjrzeć się z bliska, jak powstaje to miejsce. Ta decyzja kompletnie odmieniła moje życie – śmieje się Paul.
 Oferta edukacyjne w CAT to rozmaite kursy, seminaria i szkolenia, a także „zielone szkoły” dla najmłodszych.

Uczestnicząc np. w kursie nt. energii odnawialnych mogłam dowiedzieć się, jak to się dzieje, że tutejsza społeczność jest zaopatrywana w elektryczność dzięki sile wiatru, a nawet – wejść do wnętrza takiego „wiatraka”. Formuła kursów umożliwia bowiem poznanie praktycznych rozwiązań problemów dotyczących środowiska naturalnego, osadzonych w realiach XXI wieku.
Chociaż takie rozwiązania, jak panele słoneczne, ekologiczne budownictwo czy... przydomowe ogródki warzywne nie są dziś niczym szczególnym, to, co stanowi o charakterze naszego codziennego życia, może być znacznie bardziej przyjazne środowisku. Wystarczy zacząć choćby od zainstalowania energooszczędnej żarówki – jesteśmy po to, by pokazać, jak łatwy może być ten pierwszy krok! – przekonują mnie pracownicy i wolontariusze CAT w trakcie wspólnego, wegetariańskiego lunchu. Przy długich, drewnianych ławach zasiada obok mnie kilkadziesiąt osób, wśród których są zarówno starsi panowie z długimi włosami i znakiem „pacyfki” na koszulce, młodzi w garniturach, „farmerzy” i ogrodnicy w gumowcach... Kiwam głową, doskonale ich rozumiem, rozkoszując się sałatką z, wyhodowanych w ogródku kilka metrów dalej, sałaty, marchewki, ziół, kolorowych jadalnych kwiatów. Zastawiam się tylko, jak po powrocie do Polski zachęcić innych, by też chcieli spróbować tego „zielonego”... życia, choć po trochu?

Katarzyna Głowacka

Centre for Alternative Technology w Internecie:
www.cat.org.uk