Przeważnie bywa, że jak ktoś chce uciec gdzieś daleko, to wyjeżdża za granicę. Bywa też, że nagle zmienia decyzję i postanawia jednak zostać. Czasem zostaje przed samą granicą; zatrzymuje się i mówi sobie tak: tu zostanę, tu zamieszkam...
Jest taki dom na granicy polsko- czeskiej, w miejscu zapomnianym przez wszystkich, gdzie plenią się dzikie samosiejki i chwasty. Dom w miejscu jakby niczyim, nikomu niepotrzebnym, bo i góry nie za wysokie i na stokach – wprawdzie łagodnych, ale jednak stokach – ciężko coś uprawiać. A łąki takie piękne – przez cały, calutki rok...
Tu zostaniemy – taką decyzję, wprawdzie już po powrocie z zagranicznych wojaży, podjęli Beata i Grzegorz Justa. I zostali w Niedamirowie – przed samą, samiutką granicą. Bo przed samą, samiutką granicą znaleźli piękny dom i postanowili: to będzie nasz dom. Dom Trzech Kultur. Skąd ta nazwa? Dla niektórych dziwna, inni mylą się i wymawiają: „dom jakiegoś kultu”, a inni jeszcze zastanawiają się: skąd te trzy kultury się wzięły? I dlaczego właśnie tu? Czemu w miejscu, gdzie wprawdzie krzyżują się piesze i rowerowe szlaki, wprawdzie tuż za miedzą zaczyna się Karkonoski Park Narodowy, a jednocześnie, w samej wiosce wydaje się, że ta wąska asfaltowa droga zaraz się skończy. Że prowadzi donikąd... Nagrodą za mozolne podejście jest cudowny widok – taki widok, że się serce wciąż raduje, iż świat może być taki piękny. Widok zmienia się w ciągu dnia, zmienia się wraz z pogodą, ale zawsze cieszy – w oddali widać góry, pagórki, zalew, a bliżej łąki, las, polne drogi. Nocą mrok rozświetla Latarnia Górska, zbudowana na zboczu pobliskiego pagórka z myślą o zagubionych wędrowcach, efekt uzbierania sporej ilości szklanych butelek i ich fantastycznego połączenia. Tutaj człowiek wstaje rano, wychodzi na taras, przeciąga się, ziewa i uśmiecha gdzieś w dal... Tak tu pięknie!

PIĘKNIE PRZEZ CAŁY ROK

Ciekawość jednak mnie zżera, jak tu jest zimą, bo o ile lato potrafi być owszem – słoneczne lub deszczowe, to o tyle taka prawdzwa zima odcina Niedamirów od reszty świata. I co na to gospodarze? Czy czas zimy to dla nich w końcu wymarzony odpoczynek od rozgardiaszu mniej lub bardziej zorganizowanych grup gości, od niekończących się burz pomysłów, idei i ich artystycznych realizacji?
Ja sama do tej bajkowej krainy trafiłam zupełnie przypadkiem. Otóż, jako mieszkanka Dolnego Śląska, dużo chodząca po górach – znalazłam się tam w związku z polsko-niemieckim projektem integracyjnym. Samo miejsce wynalazła poprzez swoją koleżankę, Niemkę – inna Niemka koordynująca projekt. I pewnie jest tak, że ktoś, kto ma tu trafić – i tak w końcu do Domu Trzech Kultur dotrze.
Zapytałam gospodarzy, jak to jest, że nie rozgłaszając po całej okolicy i regionie o tym, co robią, bez żadnej właściwie reklamy – tak czy siak zawsze mają pełno gości. A goście po prostu sami przyjeżdżają, by wziąć udział w licznych prowadzonych tu warsztatach, bądź też, aby właśnie tutaj zrealizować swój projekt, poprowadzić własne seminarium czy pokazać wystawę bądź przedstawienie. Obieg informacji o Domu odbywa się za pomocą „poczty pantoflowej” – ktoś był, ktoś coś usłyszał, komuś się coś spodobało. No i dlatego cały czas się coś dzieje. Cały okrągły rok...
Poza tym Beata i Grzegorz wychodzą z propozycjami dla konkretnych grup odbiorców, przede wszystkim do młodzieży, nauczycieli, sąsiadów. Nawiązali stałą współpracę ze szkołami z terenu i realizują z nimi duże projekty edukacyjne. W tej chwili prowadzone są dwie takie inicjatywy związane z wymianą uczniów i nauczycieli pomiędzy Polską, Czechami i Niemcami. W jeden z nich zaangażowane są Szkoły Podstawowe w Zaclerze i Miszkowicach – uczennice i uczniowie II i III klasy uczą się języków sąsiadów – polskiego i czeskiego. Ta wymiana potrwa do końca lipca i zaraz potem zacznie się nowy duży projekt, tym razem dla młodzieży licealnej ze szkół w Czeskiej Lipie, Kamiennej Górze i Hermhold, obejmujący między innymi warsztaty prowadzone na terenie trzech krajów, również połączone z nauką języka i wymianą międzykulturową.
Dom utrzymuje z okolicznymi mieszkańcami dobrosąsiedzkie stosunki. Doskonale znają oni ich codzienne problemy i bolączki, wiedzą, jak wygląda walka o byt w małych przygranicznych wioskach. Na razie udało się kilka rzeczy, ale wiele planów nie wypaliło, może dlatego, że to współdziałanie jest za mało zdecydowane. Gospodarze realizują większość projektów z bardziej odległymi partnerami.

ŻYWE DACHY I TRADYCJE

Podczas schodzenia z góry, z czeskiej granicy, w oczy rzuca się trawiasty dach domu. Zaskoczenie, no bo przecież wilgoć, no i w ogóle skąd taki pomysł? Okazuje się, że pomysł jest tak stary, jak wszystkie okoliczne ruiny, bo w tradycji budowania domów w tym regionie są właśnie trawiaste dachy. Lepiej izolują, długo trzymają ciepło. Żyją. Albo przedziwny, trójkomorowy piec ceramiczny na podwórzu, opalany drewnem, w którym można sobie wykonać własny kubek albo fikuśną rzeźbę. W samym Domu stoi wielki piec chlebowy, a poza tym kilka przytulnych kominków, bo nawet latem bywa chłodno.
Jest przestronne i jasne miejsce na warsztaty, gdzie można rozłożyć się na wielkich poduchach, bajecznie kolorowe pokoje gościnne (gdzie sny są rzeczywiście kolorowe). Na dole, w dawnej oborze, jest przestronna jadalnia (w czasie polsko-niemieckiego projektu zrobiłyśmy tu dyskotekę). Jest też spora trójjęzyczna biblioteka, gdzie można znaleźć naprawdę niezłą literaturę (dużo Hrabala!), no i w końcu – drewniane szachy o bajkowych kształtach. A jeśli mówić o tym, co dla ducha ważne, to nie można pomijać czysto cielesnych przyjemności. Serwowane potrawy w Domu są wyjątkowo smaczne, w przeważającej części wegetariańskie i w dodatku przyprawione lokalnymi ziołami, które gospodarze zbierają z okolicznych łąk.

PRYWATNA EKOLOGIA

W przyszłym roku mieszkańcy Domu Trzech Kultur planują niewielką przebudowę domu – potrzebne jest miejsce na galerię zintegrowaną z domem, zagospodarowanie pomieszczeń na kolekcję ceramiki autorstwa samej gospodyni oraz artystów spoza Domu. Bo Dom, przecież spory, cały czas się rozrasta.
Po samym Domu chodzi się trochę jak po muzeum, jak po swoistym skansenie, pozbieranym z fragmentów pozostałych z kilku setek lat tutejszej zagmatwanej historii. Tak, tutaj się człowiek zaczyna zastanawiać, jakim to przedziwnym regionem jest Dolny Śląsk i Sudety – tygiel kultur, języków, przypadkowych decyzji, nieprzewidzianych spotkań, nieoczekiwanych wojen, ruin zapewne pięknych domów co rusz odbudowywanych i za chwilę znów niszczonych... A może to taka Ziemia Obiecana, gdzie trafia się z dnia na dzień, ale gdzie tak naprawdę nikt nie jest... na zawsze?
W Domu Trzech Kultur jest podobnie – sami gospodarze są w ciągłych rozjazdach, a jak są na miejscu to właśnie prowadzą jakiś warsztat, spotkanie albo festiwal. Co roku odbywa się tu Pepiniada – kulminacyjny punkt całorocznej aktywności artystycznej tego miejsca, poza tym mnóstwo wystaw, zajęcia z pedagogiki interkulturowej, warsztaty teatralne. Czas biegnie innym rytmem, innym porządkiem i wciąż się tu powraca – myślami, albo – tak po prostu, bo tu jest naprawdę fajnie...
Kiedy zapytałam gospodarzy o to, jak, żyjąc w prawie nieskalanej naturze, w sąsiedztwie bardzo ważnego dla Czechów Karkonoskiego Parku Narodowego – pojmują i realizują idee ekologii, Grzegorz stwierdził, że nigdy się nad tym pojęciem nie zastanawiali. Ten kawałek ziemi, na której żyją, wymaga wzięcia pod uwagę i dostosowanie się do tego, co ich otacza. Dziwne byłoby bowiem, żeby na siłę przekształcać warunki w miejscu, do którego się przyjechało i w którym chce się fajnie mieszkać.
Zaczęli więc od wybudowania biologicznej oczyszczalni ścieków, bo w wiosce nie było kanalizacji. Ciepłą wodę mają dzięki zainstalowaniu
na dachach kolektorów słonecznych. Wszystko, co budują
– wykonane jest z materiałów, które można przetwarzać lub kompostować, bez użycia np. plastików.
Wyznają po prostu zasadę: nie czyń drugiemu, co Tobie niemiłe
i to jest właśnie ich ekologia. W sposób, w jaki tylko najlepiej mogli – wpasowali się w otaczające
środowisko.

Joanna Lebiedzińska