Było mi dane uczestniczyć w listopadowych wydarzeniach na Ukrainie. Daruję sobie malowanie panoramy powszechnie znanych wydarzeń, zresztą słowa i tak nie oddadzą ekstatycznego nastroju tych dni. Jako obserwator pierwszych dni „pomarańczowej rewolucji” przybliżę z nich kilka migawek. Chreszczatyk, blisko Majdanu. Podchodzę z biało-czerwoną flagą do grupy dzierżącej sztandar czerwono-czarny (kolory bojowe
Ukraińskiej Powstańczej Armii). Na moją propozycję wspólnej fotografii słyszę entuzjastyczną odpowiedź: „Zwyczajno, dawaj! Polszcza z namy!” Cóż, moc pomarańczy! W środę po wyborach, podczas najgorętszych protestów i największego napięcia, odbyła się w kijowskim Ministerstwie Ekologii uroczystość otwarcia Cen
trum Informacji Konwencji z Aarhus (o dostępie do informacji Pomarańczowa rewolucja o środowisku). Konwencja ta ma duże znaczenie dla ukraińskich ekologów ze względu na słabość krajowego prawa i totalitarne przyzwyczajenia przedstawicie li władzy. Ministerstwo ekologii mieści się na obrzeżu centrum
Kijowa i nie słychać tam skandowanych na Majdanie Nezałeżnosti haseł. Widać tylko kilka osób z pomarańczowymi wstążkami, a jedna dziewczyna występuje nawet w żakiecie tego koloru. Odbywająca się na ulicach Kijowa rewolucja ma ograniczony wpływ na szanowne zgromadzenie. Odbywa się rytuał oficjalne
go spotkania, padają słuszne i sprawiedliwe słowa o demokracji oraz udziale społeczeństwa w decyzjach mających wpływ na środowisko. Prezentowany jest także supernowoczesny system informacyjno-konsultacyjny on-line za jakieś ciężkie tysiące euro. A mnie się przypomina scenka z wyborów. Dyskutuję pod komisją wyborczą z oficerem milicji, tłumacząc mu, że funkcjonariuszom nie wolno przebywać na sali, gdzie się odbywa głosowanie. Ja mu czy tam artykuły z ordynacji wybor czej, a on mi na to krótko: „takie mam rozkazy”. I gadaj tu z ta kim! Po oficjalnej uroczystości roz mawiam z kilkoma znajomymi,
wypijam kieliszek wina i wracam tam, gdzie naprawdę rozstrzyga się wpływ społeczeństwa na decyzje władzy. Na Majdanie Nezałeżnosti są ludzie, którzy dobrze rozumieją, na czym polega demokracja i odpowiedzialność ludzi zaswoje podwórko, miasto i kraj, a także za środowisko naturalne. Tam działa... moc pomarańczy. Powrót do domu. W nocnym autobusie ze Lwowa do Warszawy, całą drogę do granicy trwają ożywione dyskusje. Muszę opowiadać z detalami moje wrażenia z Kijowa i wyborów na wschodzie. Większość czasu pasażerowie rozmawiają jednak o tym, co będzie z ich krajem. Granica ukraińska „przechodzi” spokojnie, podjeżdżamy do polskiej. Do autobusu wchodzi pewnym krokiem wopista, żeby zebrać paszporty i zatrzymuje się zmieszany. Gdzie ci zastraszeni, apatyczni pasażerowie, do których przywykł? Ludzie trzymają głowy wysoko, mają jasne spojrzenia i pogodne twarze, patrzą prosto w oczy. Jako jedyny pasażer z polskim paszportem jestem proszony do budki straży granicznej. Pada pytanie:
panie, co się w tej Ukrainie dzieje? Wracam do domu i na drzwiach klatki schodowej widzę pomarańczowe zaproszenie na koncert muzyczny, organizowany na rzecz Ukrainy. Chwilę później otwieram lodówkę, a tam... pomarańcze! 

Piotr Tyszko