Nasza przygoda z Dansk Folkehojskole czyli Duńskimi Szkołami Ludowymi zaczęła się na Mazowszu. Zostaliśmy zaproszeni przez Ewę Smuk-Stratenwerth ze Stowarzyszenia EkologicznoKulturalnego „Ziarno” z Grzybowa do uczestnictwa w projekcie pn. „Wiejskie Ośrodki Edukacji ku zrównoważonej przyszłości”. W grudniu ubiegłego roku spotkaliśmy się z partnerami projektu z Danii, ze Słowacji, Litwy, Wielkiej Brytanii, Irlandii oraz z kilku miejsc z Polski (Grzybów, Zelów, Janów Podlaski). Dowiedzieliśmy się więcej o idei tych szkół oraz o samym Nikolaiu Frederiku Severinie Grundtvigu. Nie spodziewaliśmy się jeszcze, że za kilka tygodni będziemy mieli możliwość przekonania się na własnej skórze, jak dziewiętnastowieczne idee realizowane są w praktyce i że w tym celu odwiedzimy Danię. Korzystając z zaproszenia jednego z partnerów projektu, pana Mogensa Godballa – założyciela i pierwszego dyrektora Brenderup Folkehojskole, podjęliśmy ważną decyzję: zadeklarowaliśmy chęć uczestnictwa w blisko półrocznym kursie W trakcie podróży do Danii, mieliśmy ciągle w pamięci grudniowe spotkanie w Grzybowie i oczami wyobraźni widzieliśmy szkołę pełną duńskich farmerów, szukających tam „oświecenia”. Ku naszemu zdziwieniu przywitała nas grupka młodych, duńskich muzyków, również młodych obywateli z kilku innych krajów Europy oraz, jak się okazało później, emigrantów z prawie całego świata. Cóż, od czasów Grundtviga wiele się zmieniło... Dotarliśmy do Brenderup, niewielkiej miejscowość położonej na północy wyspy Fyn, która to znajduje się pomiędzy Zelandią a Jutlandią. Wyspa ta jest typowo rolniczym regionem Danii. Jedyne większe miasto, słynące m.in. z tego, że urodził się w nim i wychował Hans Christian Andersen – to Odense. Na wyspie nie ma innych dużych aglomeracji, powierzchnia jej jest mocno pofałdowana, uformowana przez lądolód, a linia brzegowa urozmaicona szerokimi i piaszczystymi plażami lub urwistymi klifami. To wszystko sprawia, że jest to ciekawe miejsce dla turystów, zwłaszcza tych, którzy za środek lokomocji wybrali rower. PRZYWITANO NAS ŚPIEWEMPrzywitano nas w tradycyjny sposób – pieśniami Grundtviga, śpiewami w języku duńskim. Potem były zabawy integracyje i rozdanie rozkładu zajęć. W końcu trafiliśmy do szkoły...Obowiązkowe okazały się codzienne poranne spotkania wypełnione śpiewem, na których poruszane były również aktualne problemy oraz zajęcia lekcyjne – zarówno te teoretyczne, jak i praktyczne.
Także środowe „students meeting”, będące świetnym przykładem działania demokracji w Danii, na trwałe wpisały się w nasz rozkład jazdy. Właściwie wszystkie uwagi uczniów zgłaszane na tych spotkaniach były dyskutowane przez wszystkich uczestników szkolnej społeczności, poczynając od uwag dotyczących pracy sprzątaczki na dyrekcji kończąc. Jeśli uzyskały on akceptację – były wprowadzane w życie. Jako studenci międzynarodowej klasy (obok studentów z Ghany, Kenii, Danii, Chin, Szwajcarii, Estonii, Łotwy, Iraku, Somalii, Rosji, Tajlandii czy Polski) mogliśmy przekonać się, jak wielkie są między nami różnice w postrzeganiu świata. Decyduje o tym choćby możliwość zaspokajania podstawowych potrzeb życiowych. My już dawno zapomnieliśmy, że należy do nich również zdobycie pożywienia i wody, wolność religijna, polityczna czy wolność słowa. Takie spotkania uczą szacunku i akceptacji, tolerancji dla innych kultur, tradycji, religii, nie mówiąc już o kolorze skóry. W ramach zajęć odbyliśmy wiele spotkań z ludźmi z innych zakątków świata, również z miejsc dotkniętych różnymi konfliktami (np. Palestyna–Izrael, Irak). Mogliśmy spojrzeć na światowe problemy z innej perspektywy i wysłuchać argumentów obu stron. Spotykaliśmy się też z przedstawicielami organizacji pozarządowych. Warto wspomnieć, że w Danii liczba zarejestrowanych stowarzyszeń jest większa, niż liczba obywateli, co świadczy o dużym zaangażowaniu społecznym i skuteczności działań tych organizacji. Odwiedził nas również duński reżyser filmowy – Hans Wessing, który prezentował nam swój film o Buthanie i tzw. Produkcie Krajowym Szczęścia – jako wskaźniku rozwoju gospodarczego. Film w doskonały sposób przybliża potrzeby duńskiego społeczeństwa, w którym rząd świadomie hamował nadmierny rozwój gospodarczy, by uchronić ludność przed jego złymi skutkami. Takie myślenie wydaje się być bliskie rozwojowi zrównoważonemu. O swym kraju, o jego pięknie i problemach opowiadał również zaproszony przez szkołę mieszkaniec Boliwii. Było to w ramach przygotowań do kilkumiesięcznego wyjazdu grupy duńskich wolontariuszy do eko-wioski w tym kraju. BYLIŚMY ARTYSTAMI...Duże wrażenie zrobiły na nas doskonale wyposażone w różne narzędzia warsztaty praktyczne. Mieliśmy np. okazję spróbować swoich sił w rzeźbie. Pod czujnym okiem artysty z Litwy – Ludwikasa, staraliśmy się tchnąć trochę sztuki w bezduszny z pozoru kawał drewna. I, ku naszemu zdumieniu, osiągnęliśmy nienajgorszy chyba rezultat.Praca z drewnem w krajach skandynawskich ma sporą tradycję, więc mieliśmy jeszcze dużo sposobności, aby w tej materii trochę poeksperymentować. Wielką frajdą dla wszystkich było „toczenie” w kawałkach różnorakiego drewna. Początkowo nie byliśmy wcale przekonani co do naszych, choćby podstawowych, umiejętności w tym kierunku. Już po kilku fachowych lekcjach, danych nam przez naszego mistrza – Gerta Jensena, zaczęliśmy tworzyć coraz ciekawsze przedmioty: misy, talerze, świeczniki, kubki, itp. Choć początkowo zdarzały się małe wpadki, skaleczenia czy zniszczenia pieczołowicie obrabianego drewna, każdemu z nas udało się zrobić coś ciekawego, niepowtarzalnego. Najważniejsze w tym wszystkim było przełamanie swoich ograniczeń, braku wiary w swoje umiejętności, możliwości. Dla niektórych były to naprawdę ważne chwile. W Danii długą tradycję ma wytwarzanie noży. Istnieją receptury obejmujące tajemnicą skład chemiczny, sposób kucia i obrabiania stopów metali, z których następnie wykonywane są klingi. To, co zobaczyliśmy u jednego z najlepszych rzemieślników w tej dziedzinie, zrobiło na nas ogromne wrażenie. Było to kolejne wyzwanie. Co prawda nasze noże bazowały na gotowych ostrzach, ale cała reszta zależała już tylko od naszej inwencji. Powstawały więc, misternie dopieszczane, drewniane rękojeści, pochwy wykonywane ze skóry lub kory brzozowej – szyte, a następnie zdobione. I tym razem większość z nas początkowo bardzo sceptycznie podchodziła do tego zadania, uważając, że nie jest w stanie mu podołać. Okazało się, że nie doceniliśmy samych siebie! Mogliśmy też wziąć udział w tworzeniu łuków. Przyznać należy, że tu efekty nie były już tak spektakularne. Wiele pracy włożonej w kształtowanie specjalnie dobranych listew, klejonych z różnych gatunków drewna, często szło na marne w końcowej, lecz decydującej fazie. Podczas pierwszego napinania i kształtowania łuku nagle rozlegał się trzask łamanego drewna. Nie były to miłe chwile. Uświadamiały nam one jednak, że opanowanie pewnych umiejętności wymaga znacznie więcej czasu oraz praktyki. To uczyło nas pokory i znacznie większej ostrożności podczas kolejnych potyczek z rzemiosłem. Największym odkryciem był dla nas warsztat, w którym nauczyliśmy się filcowania wełny. Zaskoczyło nas to, co możemy stworzyć z owczego runa, wykorzystując właściwie jedynie własne ręce. To spod naszych dłoni wychodziły zabawne kapcie, torby, torebki, sakiewki, chusty, szale, czapki, kapelusze, rękawiczki, kamizelki, zabawki... Byliśmy bardzo zafascynowani przedstawieniem tych przedmiotów w duńskich w książkach. Nigdy nie przepuszczaliśmy, że z tego surowca można wyczarować tak niesamowite rzeczy! To doświadczenie chcemy przeszczepić do Polski, wykorzystując je w trakcie projektów realizowanych przez Dolnośląską Fundację Ekorozwoju. W ostatnich latach dzięki realizacji programów rolno-środowiskowych na Dolnym Śląsku pojawia się coraz więcej owiec, runa więc będzie pod dostatkiem. Zabawiliśmy się też w artystów i kręciliśmy filmy dokumentujące naszą codzienność. Były nawet pokazy i – przy okazji – mnóstwo śmiechu. ... I MORSAMIW duńskiej szkole dba się także o to, by zapewnić uczniom coś dla ciała. Poza tradycyjnymi grami sportowymi mogliśmy popróbować też innych aktywności. Odwiedziliśmy Szwecję, chodziliśmy po górach, uprawialiśmy wspinaczkę skałkową, biegi na orientację czy grotołażenie.Po powrocie do szkoły doskonaliliśmy swoje wspinaczkowe zdolności na zbudowanej przez nas wcześniej wieży wspinaczkowej. Zjeżdżaliśmy również na linach z mostów, nurkowaliśmy w morzu z akwalungiem, skakaliśmy do wody z rozpędzonych pontonów, biegaliśmy na biegówkach (przez parę dni był śnieg!), uprawialiśmy jogę czy hokej, a kiedy tylko mieliśmy ochotę trochę popływać czy skorzystać z sauny – organizowaliśmy grupę chętnych i w ramach zajęć jechaliśmy na basen do sąsiedniego miasteczka. W pewnym momencie wpadliśmy również na cudowny pomysł i wykorzystując zimową aurę oraz niewielką odległość od morza, postanowiliśmy połączyć te dwie atrakcje. To doświadczenie było dla nas wielkim wyzwaniem, przełamaliśmy w sobie niechęć do lodowatej wody i regularnie zaczęliśmy zażywać zimowych, morskich kąpieli. Po 22-tygodniowym kursie w jednej z duńskich szkół ludowych oraz wizytach w kilku innych placówkach, przygotowujemy się do zorganizowania w Polsce własnych kursów w duchu Grundtviga. Skandynawskich doświadczeń nie można dosłownie przenieść na grunt polski, należy dostosować je do specyfiki regionu. Projekt „Wiejskie Ośrodki Edukacji ku zrównoważonej przyszłości”, który będziemy realizować już w pierwszej połowie 2005 roku, będzie adresowany do bezrobotnych mieszkańców terenów wiejskich. Danuta Nowak Marcin Wójcik Dolnośląska Fundacja Ekorozwoju Wykorzystane grafiki pochodzą z książki The Danish Friskole a segment of the GrundtvigianKold school tradition, The Danish Friskole Association 1995. Zobacz w sieci: www.hojskolerne.dk |