Z profesorem Ryszardem Łukaszewiczem,
twórcą Wrocławskiej Szkoły Przyszłości,
w jego gabinecie – pełnym zdjęć, książek i... walizek,
rozmawia Joanna Lebiedzińska


Motyw walizek i podróży, życia „w drodze” i ciągłego doświadczania – przewija się w naszej rozmowie bardzo często. Pijąc kawę – rozmawiamy o tej podróży przez życie, rozmawiamy także o edukacji. Bo przecież... podróże kształcą...
– Jaka jest dziś rola eko – edukatorów?
– To bardzo szeroki wątek, bo edukację ekologiczną, czy też – edukację dla zrównoważonego rozwoju, można dostrzegać w kontekście na przykład projektów zajęć pozalekcyjnych w społecznościach lokalnych. „Edukator” – to brzmi trochę jak… – urzędnik na poczcie, który trzyma stempel i jak przywali – to już mamy dokument. Unikam tego typu podejścia do edukacji – edukacja to długi i bardzo złożony proces. Rzecz nie polega na „płaskiej” dydaktyce, tym bardziej, gdy uczniami są dzieci, ale na przewadze wiedzy i doświadczenia. Materia związana z edukacją zawsze jest niezwykle delikatna. Pracujemy przecież z żywymi istotami – przekornymi, pełnymi własnych pomysłów, które próbują na przykład świata dorosłych, na zasadzie sprawdzania, czy to nie jest tylko jakieś „bajanie”...
Według mnie rola tych „edukatorów” rośnie. I powinna rosnąć jeszcze bardziej, ale to, na ile będzie się rozwijała, zależy oczywiście od wielu czynników. Cytując Monteskiusza: „Talent to rzecz pospolita, ale środowisko – rzecz nie do przecenienia”. Ważne jest więc nastawienie społeczne, pewien społeczny dynamizm, żeby podejmować taką rolę edukacyjną. Młody człowiek nie ma szans rozwoju w takim „uśpionym” środowisku, cichym i spokojnym, jak wieś u Wyspiańskiego...
Dla edukatorów – czy to nauczycieli, czy wykładowców – ważna jest ta odwaga myślenia, że można coś zrealizować, nawet, wydawałoby się – największą utopię! Oskar Wilde powiedział kiedyś: „Nie warto patrzeć na mapę świata, gdzie nie ma utopii”.
– Czy warsztaty aktywności niekonwencjonalnej, w ramach zajęć pozalekcyjnych, nauczyły dzieci i młodzież odwagi swobodnego twórczego myślenia?
– Warsztaty aktywności niekonwencjonalnej miały na celu przede wszystkim głębokie, uważne powiązanie idei humanistycznej w sztuce z wartościami rzadko występującymi. Czyli tymi, które związane są z marzeniami ludzi…
Jeszcze 15 lat temu w kieszeni dziecka można było znaleźć wiele skarbów, takich, jak na przykład kawałek kolorowego szkiełka. Jeśli się przez takie szkiełko popatrzy na świat – wszystko dookoła zabarwia się kolorem szkiełka. Można powiedzieć, że takie szkiełko zmienia świat.
Kiedy zmienia się świat? Podpowiedź jest taka: kiedy potrafimy urzeczywistnić nasze marzenia!
Mówi się, że szkoła jest zła, autorytarna, więc jeśli taka jest – to stwórzmy inną. Działam w tej materii od 30 lat. Wrocławska Szkoła Przyszłości funkcjonuje od 18 lat. Działa realnie, a nie „snuje się po głowie”! Czyli, że taka szkoła „jest do zrobienia”.
Tradycyjna edukacja nadaje pewien rytm, czyli koleiny programowe – obowiązkowe ścieżki, którymi ma iść nauczyciel, a za nim – uczeń. Ta odwaga polega na tym, ze można z dziećmi pojechać na przykład do papierni w Dusznikach Zdroju na cały tydzień i tam zajmować się papierem w różnych kontekstach. Kontakt z pulpą uzyskaną z makulatury i starych szmat, praca z czerpalnikiem – samo działanie angażuje emocje. Uruchamia się kod emocjonalny – przeżywamy te nasze czynności. To jest właśnie to doświadczanie poprzez działanie, dotykanie, tworzenie. Z tym przeżywaniem i doświadczaniem rzadko spotykamy się w dzisiejszej edukacji, teraz wszystko znajdziemy w Internecie. Ale przecież słowo „pies” nie gryzie...
– Zajęcia prowadzone w Pana Szkole czy w Świeradowie Zdroju, gdzie zainicjował Pan Salony Edukacji Ekologicznej… to taka lekcja wrażliwości – na otaczający świat, jego piękno i jego potrzeby. Czy dzieci dzisiaj są wrażliwe? Co później tłumi w nich tę wrażliwość, kiedy zaczynają dorastać?
- Paradoksalnie jest tak, że rozwój cywilizacyjny i tryb życia stwarzają szanse budowania wrażliwości. Przede wszystkim odbywa się to na drodze edukacji. Dzieci działają często na zasadzie „zjawiska kalki”, czyli naśladowania zachowań dorosłych. O tym, czy ta wrażliwość będzie się rozwijać – decyduje przede wszystkim szkoła, jako miejsce, gdzie niestety dominuje głównie podawanie gotowych odpowiedzi… Nauka w szkole jest wtedy tylko zapamiętywaniem gotowych definicji… A gdzie miejsce na, wrodzoną człowiekowi, ciekawość poznawczą, na doświadczanie?
– Co może zachęcać do uczenia się, do tej ciekawości?
– Dzieci w szkole tradycyjnej nauczą się tylko słuchać, powtarzać i odtwarzać… My z dzieciakami idziemy na wycieczkę do Muzeum Etnograficznego. Stoją tam żarna do mielenia zboża. Dzieciaki same znajdują otwór, gdzie wsypuje się ziarno, same mielą to ziarno, same odkrywają tajemnicę robienia mąki i kaszy z ziaren. I to dzieje się NAPRAWDĘ! Z kolei w Świeradowie zasadziliśmy 2,5 tysiąca sadzonek drzew. Później leśniczy sprawdzał, czy są dobrze posadzone – jeśli były niewłaściwie posadzone, na przykład ziemia była nie uklepana i powietrze dostawało się do korzeni – leśniczy bez trudu wyciągał źle posadzoną sadzonkę z ziemi. Dzieci uczyły się „na własnych błędach”, że lepiej jest dobrze ziemię uklepać…
Z kolei studenci socjologii przeprowadzali takie wywiady – rozmowy z najstarszymi mieszkańcami Czerniawy Zdrój, którzy mieli okazję po raz pierwszy w życiu opowiedzieć o swoim doświadczeniu życiowym, o sobie… Cieszyli się, że ktoś chce ich wysłuchać, że kogoś to w ogóle ciekawi, to ich życie… Choć studenci mieli pewne poczucie lęku, że zaglądają do czyichś życiorysów, biografii – to jednak mieli poczucie, że to jest tym ludziom potrzebne…
Jedną z największych współczesnych bolączek jest poczucie, ze jesteśmy sami ze swoimi problemami, tymczasem łatwiej jest działać wspólnie, razem rozwiązywać wspólne problemy, na przykład te lokalne. Dlaczego tak trudno nam współpracować? Czy dzieci w pana szkole się tego uczą? Czy ta wiedza im wystarczy, by mogły rozwiązywać w przyszłości np. problemy lokalne, tworzyć koalicje, chcieć ze sobą współpracować?
– Sama idea Szkoły narodziła się na początku lat ’70. Później zachodziły, nie tylko w Polsce, różne ważne przemiany. Nastąpiły kryzysy lat ’70, ’80 i w końcu wiek XXI. Te kryzysy to przede wszystkim nauka współdziałania. Zmieniła się nie tylko sytuacja polityczna, ale także styl życia. Pojawił się Człowiek Sukcesu, który bierze udział w Wyścigu Szczurów – zaczęło się doganianie Zachodu – wielkim pędem, ale równocześnie zupełnie bezrefleksyjnie. Pojawiły się nowe kategorie rywalizacji – wszystko po to, aby się „poprawiło”. Zapominamy jednak, że obok kategorii rywalizacji mamy także kategorie kooperacji i że obie są równorzędne, są tak samo ważne i cenne. Nie da się żyć bez współdziałania i negocjacji.
Rywalizacja polega na tym, że najpierw trzeba znaleźć przeciwnika, a dopiero później to, co on robi. Każdy sposób, żeby dopaść przeciwnika jest dozwolony, bo rezultat „idzie w świat”, liczy się!
Rywalizacja to gratyfikacja najpierw działań własnych, a współpraca to gratyfikacja pozaosobista, oparta na wspólnych interesach. Ale jest to coraz bardziej niepopularne, mówi się: liczy się interes grupy, a twój wcale… Grupa odnosi korzyści, a ty wcale… Pojawia się strach przed takim napiętnowaniem…
Mamy tu do czynienia z motywacją zadaniową, czyli: przyjmuję te zadania, które akceptuję i na nich buduję swoją motywację. Ważne jest to, dlaczego zaakceptowałem akurat takie zadanie?
– W trakcie zajęć w Szkole Przyszłości duży nacisk kładziony jest na praktyczny wymiar działań. Potrzebujemy doświadczać, po to, by działać… Jak wyglądają takie najciekawsze działania?
– Podam przykład animacji społeczności lokalnej Czerniawy Zdroju – to taka „gorsza siostra” Świeradowa… W Świeradowie kwitnie turystyka, powstają nowe pensjonaty, są organizowane różne imprezy plenerowe. A Czerniawa jest z dala od tego „szlaku komercyjnego”, choć to położenie „z dala” może być równocześnie pewną siłą przyciągającą… W Czerniawie znajdziemy zarówno górki, jak i stare domy wrastające w ziemię… Mieliśmy tam taki projekt – w starym młynie pokazywaliśmy pocztówki sprzed 100 lat, kiedy była tu jeszcze Bad Schwarzenbach, prezentowaliśmy te minione obrazy, aby pokazać pewną ciągłość, trwałość tych terenów…
Pomagaliśmy często mieszkańcom tamtych terenów zobaczyć swoje mocne strony, udowadniając, że potrafią się dobrze zorganizować i „lokalnie” uwierzyć w siebie. Taka „praca w okruchach” – tu i teraz… Odkrywaliśmy na strychach poukrywane stare przedmioty codziennego użytku, używane przez setki lat. Te przedmioty pokazują sens rzemiosła, pewien kontekst artystyczny… Były one zdobione nie tylko dla ich estetyki, ale też ku radości użytkującego je.
– Dlaczego współczesny człowiek ma gruby plik usprawiedliwień na to, ze nie doświadcza i nie przeżywa?
– Wszędzie, gdzie wędrujemy, wypoczywamy, czy to w Karkonoszach, Izerach, Pogórzu – spotykamy ludzi. W Wolimierzu, na Pogórzu Izerskim – swoje miejsce znalazła Klinika Lalek, eksperymentalny, niesamowity teatr a zarazem miejsce, gdzie przyjeżdżają rodzice z dziećmi, by coś ciekawego przeżyć. Na Stacji Wolimierz nie zatrzymują się już tradycyjne pociągi, teraz są to inne pociągi – to opowieści, które w Wolimierzu znajdują swoją artystyczną formę wyrazu. To tak, jakby wziąć garść drożdży, mąkę, wodę, wymieszać to wszystko, stworzyć coś z… niczego…
Prof. Von Hendig, wybitny pedagog niemiecki, założyciel Laborschule w Bielefeld, to prekursor tego przekazu niedydaktycznego, tego doświadczania poprzez dotyk, bezpośredni kontakt. Świat stosuje wiele instrumentalnych regulacji, jak sygnalizacja świetlna, stalowe słupy na narożnikach ulic, żeby nikt nie przechodził w niedozwolonym miejscu. Ale ludzie mają zawsze jakieś wątpliwości, niejasności, które trzeba im wytłumaczyć.
W trakcie organizowanych przez nas Salonów Edukacji Ekologicznej analizowaliśmy twórczość Pietera Breugela i Hieronima Bosha. To byli wielcy prześmiewcy świata „na opak”, którzy na swoich obrazach przedstawiali ludzką obłudę, przewrotność, głupotę...
Seria tych obrazów to swoista opowieść o niezmienności natury ludzkiej. To takie metafory życia. Nasze pierwsze działania w Świeradowie tamtejsi urzędnicy traktowali trochę jako aluzję do swoich poczynań. A my na świeradowskim chodniku malowaliśmy czerwonymi kredkami i flamastrami drogę – drogę ludzkiej głupoty...
– A jak leczyć naszą, ludzką głupotę?
– Trzeba się przyjrzeć sobie w lustrze. Zacząć od siebie, zobaczyć, co można w sobie zmienić...
Robiliśmy w Szkole zdjęcia twarzy ludzi – żeby zobaczyć prawdziwe emocje i je opisać. Albo dyskutowaliśmy o tym, co to jest Miasto? Ludzie, budynki, samochody?
Nie chodzi tutaj tylko o edukację ekologiczną. Chodzi o obserwację życia, trzymanie niemowlaka na rękach, mielenie zboża, znajdywania swojego pępka – pępka świata… Każdy z nas ma ten pępek świata. Jest w nas wszystkich ta wola eksperymentowania, próbowania w sensie dosłownym. Dziania się NAPRAWDĘ!
– Kim są dziś pierwsi uczniowie Pana Profesora? Czym się zajmują? Czy pamiętają te lekcje?
Z perspektywy profesorskiej mogę powiedzieć, że są tacy uczniowie i studenci, którzy maszerują przez cykle edukacyjne i realizują to, co trzeba realizować – kursy, szkolenia etc. Są też tacy, którzy potrafili coś dla siebie znaleźć – są teraz na przykład animatorami społeczności lokalnych, niektórzy pracują jako nauczyciele. Umieją rozwijać wypracowany na zajęciach warsztat. Są w końcu tacy, którzy nauczyli się niekonwencjonalnego warsztatu pracy i można powiedzieć, że są żywym świadectwem tego, czego się nauczyli.
W pierwszej połowie lat ’90 pojawiło się wiele pomysłów edukacyjnych, w których brała udział młodzież szkolna i akademicka. To było coś zupełnie innego, ale nie na zasadzie „efektu nowości”, tylko bardziej, jako „kreowanie wizji świata” i w efekcie – rozwoju społeczeństwa obywatelskiego.
Dziś, z perspektywy 10 lat – społeczeństwo obywatelskie pojawia się dużo częściej w przemówieniach polityków, dyskusjach i debatach, niż w praktyce. Ale są takie enklawy, gdzie ludzie próbują robić fajne rzeczy, są bardzo zaangażowani w takie projekty i inicjatywy.
Zapytałem kiedyś grupę osiemdziesięciu studentów socjologii, żeby opisali mi projekt swoich marzeń. Projekty większości z nich to były typowe domy kultury, świetlice, standardowe pomysły edukacyjne. Niewiele z tych osób odważyło się na jakieś „szalone” pomysły, na wyjście poza standard.
To jest właśnie ta zdolność generowania wizji, tworzenia pomysłów. Bo przecież wielość idei jest nieskończona. To, co powstanie w głowach dzieciaków przy trzepaku czy w piaskownicy - to wielka siła!
– W jednej z Pana książek jest mowa o drogowskazach, których powinniśmy wypatrywać na ścieżkach edukacyjnych, o takich 7 światłach. Są nimi: miłość, działanie, upór, nadzieja, tajemnica, harmonia i korzenie przyszłości… kto pomaga Panu je zapalać? Gdzie szuka Pan współpracowników?
– Jeśli się jest autentycznym w tym, co się robi, wtedy ludzie to dostrzegają i doceniają. Ta autentyczność jest zachętą, żeby zbliżyć się do takiego człowieka lub miejsca, które jest ciekawe. Taka inność, odmienność zawsze skupia wokół siebie krąg ciekawskich, zainteresowanych… W tym kręgu zawsze znajdą się tacy, którzy zadają pytanie, czy mogliby w danym wydarzeniu uczestniczyć. Chcą mieć takie poczucie sprawstwa, że oni też to robią, współuczestniczą.
Ważna jest oczywiście osobowość i charakter lidera. Następuje przemiana niemożliwego w możliwe. To, co się robi – trzeba robić z pasją. To po prostu musi rajcować, żeby się nie wypalić!
----
Na marginesy/ podpisy do zdjęć:
Przeżywanie i doświadczanie – tego brak w dzisiejszej edukacji
Człowiek – jest tylko gwiezdnym pyłem, który osiadł na skraju zielonego płaszcza Matki-Ziemi
RAMKI Z BOKU TEKSTU:
„Europa potrzebuje wspólnych inicjatyw edukacyjnych, odchodzenia od sztywnych i tradycyjnych struktur kształcenia nauczycieli; potrzebuje nowego i innego spojrzenia na zagrożenia i wyzwania świata na progu XXI wieku. Tradycyjne formy kształcenia nauczycieli zbyt słabo uwzględniają głębokie przeobrażenia zarówno dzieciństwa, jak i dojrzewania młodzieży i niewystarczająco przygotowują do zupełnie nowych wymagań natury społecznej, gospodarczej, kulturowej, które musi podejmować szkoła.”
Oprac. na podstawie: „Innowacyjne formy kształcenia nauczycieli w doświadczeniach europejskich. Studia i projekty modelowe.”