Decydując się na kupno jakiejś rzeczy, bierzemy pod uwagę wiele czynników. Cena, przyzwyczajenia, moda, opinia znajomych, reklama, przydatność towaru – w różnym stopniu wpływają na nasz wybór. Im większą mamy wiedzę, tym bardziej jesteśmy świadomi zakupu. Niestety, rzadko dzieje się tak, że do podjęcia trafnej decyzji posiadamy odpowiednie i wystarczające informacje. Etykiety, które takiej wiedzy powinny nam dostarczyć, najczęściej oddziałują na emocje. Nie oznacza to jednak, że nie przekazują one żadnej treści. Problem polega na braku umiejętności ich wykorzystania. Przyczyną „szumu informacyjnego” są rozmaite techniki marketingowe wpływające na konsumenckie zachowania. Drugą kwestią jest fakt, iż taki przesyt nie zawsze odpowiada jakości produktu, a często także realnym potrzebom konsumentów. Dopisek eko-przyjazny na produktach bardzo często wykorzystywany jest po to, aby wzbudzić w nas chęć ich kupna. Cechy artykułu z logo świadczącym o jego naturalnym pochodzeniu nierzadko są wyolbrzymione, a mijając się z prawdą — naruszają prawo. Kwestia ta w szczególności dotyczy produktów spożywczych. Termin żywność ekologiczna potocznie dotyczy pożywienia produkowanego w sposób zbliżony do naturalnego, z dbałością o wyeliminowanie używania nawozów sztucznych i pestycydów. Uczciwi producenci starają się o oznaczenie takich produktów odpowiednimi zaświadczeniami. W Polsce stosowane są certyfikaty: Agrobiotest, Bioekspert, Ekoland, PNG, Ekogwarancja PTRE, Cobico i PCBC. Tymczasem mimo jasnych przepisów regulujących merytoryczną zawartość etykiet, producenci nie zawsze rzetelnie przedstawiają na nich faktyczne cechy i skład produktu, a zamiast informacji — podają hasła reklamowe. Stosowanie na opakowaniach środków spożywczych takich terminów, jak bezpieczny lub zdrowy jest ustawowo zabronione, ponieważ sugeruje, że inne produkty żywnościowe są niebezpieczne lub niezdrowe. Jest to gra na uczuciach konsumenta, który chętnie reaguje na hasło: zdrowie. Łudzenie ludzi, że coś jest zdrowsze niż inne, jest jedynie chwytem reklamowym. Trzy lata temu w Polsce weszła w życie Ustawa o Rolnictwie Ekologicznym, mówiąca o zakazie używania terminu zdrowa żywność. Od tego momentu produkt pochodzący z gospodarstwa ekologicznego musi zawierać numer certyfikatu i numer jednostki certyfikującej producenta. W przypadku wątpliwości należy zwrócić się do wojewódzkiego oddziału Głównego Inspektoratu Skupu i Przetwórstwa Artykułów Rolnych. Żywność ekologiczna — to produkt pochodzący ze środowiska nieskażonego, produkowany bez użycia nawozów sztucznych i środków chemicznych, takich jak: herbicydy i pestycydy. Tymczasem na sklepowych półkach możemy znaleźć żywność udającą ekologiczne pochodzenie. Według Doroty Metery z IUCN (Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody i Jej Zasobów) potrzeba czasu, aby został dopracowany spójny system kontroli drogi produktu od producenta do konsumenta. W Unii Europejskiej po wprowadzeniu rozporządzenia o rolnictwie ekologicznym ponad rok trwało jego wdrażanie. Dopiero po tym czasie wprowadzone rozporządzenia zaczęto egzekwować. – Kilka lat temu byłam w Niemczech, żeby znaleźć źle oznakowane produkty. Przekonałam się, że takich produktów już nie ma – wspomina Metera. – Od czasu, kiedy obowiązuje rozporządzenie, odbyło się kilka procesów sądowych, a firmy, które wprowadzały produkty fałszywe – po prostu zniknęły z rynku. Jestem przekonana, że i u nas przyjdzie taki dzień, w którym będziemy mogli powiedzieć, że w sklepach nie ma produktów pseudoekologicznych. natura prosto z fabryki Sklepowe witryny przyciągają nieświadomego klienta bliskością produktów, stwarzając przyjazną aurę życzliwości. Smakowicie opakowana żywność kusi sielskimi obrazkami wsi i napisami naturalny, bio, bezpieczny dla środowiska czy przyjazny delfinom. Wielu z nas z przyjemnością dodatkowo zapłaci za takie dobra, zyskując tym samym poczucie, że w ten sposób przyczynia się do ochrony środowiska. Ale czy na pewno zawsze chodzi o dobro przyrody? Niestety nie. Jak dowodzą badania naukowe, na które powołuje się ośmiu członków Międzynarodowej Organizacji Konsumentów (Consumers International) z Europy i Afryki Północnej, duża liczba logo jest niewyraźna, nieokreślona i bez konkretnego znaczenia. Nie były one spójne z jedną trzecią weryfikowanych produktów, nie przestrzegały tym samym określonych standardów. Trzech z ośmiu członków organizacji zaangażowanych w badania pochodzi z Centralnej i Wschodniej Europy. Są to: Stowarzyszenie Obrony Konsumentów (SOS) z Republiki Czeskiej, Rumuńskie Stowarzyszenie Ochrony Konsumentów (APC) i Słowackie Stowarzyszenie Konsumentów (ZPS). Wniosek z przeprowadzonych kontroli jest jeden: towarom ze sklepów tego rejonu nie są obce etykiety z niepoprawnym, nietreściwym i często zwodniczym tłumaczeniem. Na przykład, w Rumuni badacze odnaleźli karton jajek z napisem sugerującym ich ekologiczne pochodzenie, ale nie znaleziono żadnego sposobu, aby to potwierdzić. Używanie napisów naturalny i bio nie jest w tym kraju prawnie uregulowane, więc bywa często wykorzystywane przez producentów, którzy wprowadzają klienta w błąd, nic tak naprawdę nie gwarantując. Raport podaje przykład etykiety z wizerunkiem szczęśliwej rodziny na malowniczej farmie, umyślnie dającej wrażenie większego przywiązania do tradycji i produkcji na małą skalę. Tymczasem rzeczywistość jest nieco inna. Większość składników spożywczych pochodzi z produkcji w dużych farmach, a produkty nie są wytwarzane w przyjaznych środowisku fabrykach. Najczęstsze nieprawidłowości polegają na zamieszczeniu na opakowaniu rysunku owocu, co daje do zrozumienia, że dany produkt jest wytworzony z owoców lub określenia light, co sugeruje jego działanie dietetyczne. Powszechne jest także przedstawianie wybranych olejów roślinnych jako produktów bez cholesterolu, podczas gdy jest to powszechnie posiadana właściwość wszystkich olejów. Możemy spotkać się także z twierdzeniem, że produkt ma właściwości zapobiegania chorobom lub ich leczenia, podczas gdy takich właściwości nie ma lub nie są one potwierdzone. Inne nadużycia dotyczą operowania nazwami: sok, jogurt dla produktów, które nie są czystymi sokami ani jogurtami, ale jedynie napojami o podobnym smaku. bio czyli... co? Powyższe sytuacje mają miejsce nie tylko w polskich sklepach. Alfa Bio, producent żywności z Czech, jest przykładem marki, która może mylić, jak większość produktów posiadających niby certyfikaty. Czeskie ustawodawstwo zakazuje używania słowa bio na produktach, które nie pochodzą z farm ekologicznych. Jednak produkty takie, jak te z Alfa Bio, prześlizgują się ponad prawem (spółka zarejestrowana pod tą nazwą). Konsumenci nie zawsze dostrzegają różnicę między nazwą marki, a innymi napisami na towarach. Jan Lunter, założyciel i kierownik Alfa Bio, nie wierzy, że klienci są wprowadzani w błąd przez jego firmę. — Kiedy powstała nasza nazwa, tłumaczenie słowa „bio” nie było dobrze znane. Możemy powiedzieć, że w okresie 13-letniej historii firmy nigdy nie spotkaliśmy się z zarzutami ze strony naszych klientów. Według Luntera termin bio odnosi się do faktu, że produkt jest zdrowy, a to jest głównym założeniem firmy. Alfa Bio dołącza informacje o prawdziwym pochodzeniu swojej linii produktów. Co więcej, Lunter zapowiada, że sprzedaż towarów sygnowanych marką Alfa Bio będzie wzrastać. Taka dwuznaczność interpretacji jest również problemem przy przekraczaniu granic. Wyrażenia bio i organiczny mogą mieć odmienne znaczenie na rynkach różnych krajów. Na naszym rynku przedrostek: bio widnieje na napojach mlecznych (np. kefiry), a określenie: organiczny nie stało się jak dotąd chwytem reklamowym, choćby ze względu na znikome zainteresowanie rolnictwem organicznym. Tymczasem urzędy różnych krajów wydające certyfikaty kierują się w tym względzie rozmaitymi kryteriami. Stwarza to wiele trudności klientom, którzy tak naprawdę nie wiedzą, co kupują. Badania dostarczają dodatkowych argumentów, że loga na produktach powinny być jednoznaczne, konkretne i dające się potwierdzić. Konieczne jest także, by odnosiły się one tylko do konkretnego produktu i używane były jedynie we właściwym kontekście i miejscu. Z punktu widzenia konsumenta powinny być one ponadto prezentowane w sposób, który jasno wskazuje, czy odnosi się on do całego produktu, do jednego składnika czy też opakowania lub elementu usługi. Taki sposób przekazania informacji o produkcie zmniejszałby prawdopodobieństwo błędnej interpretacji i niwelował sytuację częstego wprowadzania kupujących w błąd poprzez zamieszczony tekst lub znak grazficzny. Ta zasada wspierana jest przez wszystkie międzynarodowe oraz narodowe konwencje i prawa. W Polsce jej egzekwowaniem zajmuje się między innymi Federacja Konsumentów. Wiele działań producentów żywności jest podyktowanych przyzwyczajeniami jej nabywców. Marjana Paterman z ZPS przyznaje, że zmiana etykiet to nie jest coś, co może zajść nagle i dlatego zmiany mogą trwać wiecznie. Ale postęp jest możliwy. Trzy lata temu ZPS rozpoczęło kampanię sponsorowaną przez słowacki rząd i Komisję Europejską. Według Paterman w pierwszym roku akcji blisko 76% etykiet nie przestrzegało odpowiedniego prawa. Ta liczba spadła do 67% w drugim i do 45% w trzecim roku. Międzynarodowa Organizacja Konsumentów i jej partnerzy zaprojektowali wyczerpujący pakiet zaleceń, wierząc, że pomogą klientom zrozumieć, co dokładnie oznaczają napisy na kupowanych przez nich produktach. Jest to bardzo ważne, ponieważ dla klienta to etykieta jest najważniejszym źródłem informacji. Dlatego warto jest przyjrzeć się im bliżej i wiedzieć, co na prawidłowo oznakowanym produkcie powinno się znajdować. Po pierwsze informacje muszą być wyrażone w sposób czytelny, widoczny i nieusuwalny. Ważne by były skupione w jednym miejscu i sygnalizowane odpowiednim nagłówkiem. Zamieszczanie informacji o tym, że produkt wyprodukowano metodami naturalnymi, ekologicznymi lub zintegrowanymi musi być poparte posiadaniem atestu potwierdzającego ten sposób produkcji. Czy mając świadomość powyższych faktów, konsumenci przestaną wybierać produkty przyjazne środowisku? Marjana Paterman przyznaje, że jest w tym pewne ryzyko. Konsumenci mogą zrezygnować z odpowiedzialnych zakupów, bo czują się coraz bardziej zagubieni. Karel Pavlik z SOS dodaje, że celem działań informacyjnych, podejmowanych przez organizacje konsumenckie, jest przede wszystkim zasygnalizowanie problemu i nakłonienie kupujących, by przyjrzeli się bliżej produktom, które pakują do swoich toreb. Oprac. Ula Kłobuszewska Zobacz w sieci: www. greenhorizon.rec.org
|