Problem modyfikacji genetycznych od dawna nie jest już tylko sprawą naukowców. Chociaż w Polsce nie ma przemysłowych upraw roślin transgenicznych, na rynku znajdują się jednak sprowadzane zza granicy komponenty i produkty zawierające GMO. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej obowiązek kontrolowania tych produktów nałożono na Państwową Inspekcję Sanitarną, która ma również uprawnienia do ich znakowania. ZMODYFIKOWANA ŚRUTA W rejestrze decyzji GIS wydanych zgodnie z art. 13, ust. 7 ustawy z 11 maja 2001 r. o warunkach zdrowotnych żywności i żywienia (Dz.U. Nr 63, poz. 634 ze zmianami) znajduje się 58 produktów – białko sojowe i enzymy z organizmów GMO przeznaczone dla przemysłu spożywczego. Rejestr Produktów GMO zawiera 38 zezwoleń na wprowadzenie do obrotu produktu GMO, głównie śruty sojowej. Ponad 99% importowanej i znajdującej się w obrocie takiej śruty przedsiębiorcy deklarowali jako produkty genetycznie zmodyfikowane. Główny Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych stwierdził liczne przypadki znakowania wyrobów w sposób niezgodny z przepisami. W 34 jednostkach objętych kontrolą ujawniono, że na etykietach lub opakowaniach artykułów rolno-spożywczych wprowadzanych do obrotu brak było informacji na temat zawartości GMO, a w 13 jednostkach – informacje te były niepełne lub błędne. Obecność produktów GMO stwierdzono w 24,8% produktów, z czego zawartość składników GMO w 12,4% przekraczała 1% masy. Ponadto, obecność składników genetycznie zmodyfikowanych stwierdzono w trzech próbkach artykułów spożywczych oraz trzech próbkach środków żywienia zwierząt, deklarowanych przez przedsiębiorców jako wolne od GMO. Na 85 skontrolowanych przedsiębiorstw – w zaledwie dwóch stwierdzono stosowanie rozdzielności procesów składowania i produkcji w ramach systemu Identity Preservation. Jest on warunkiem niezbędnym dla zachowania parametrów jakości stosowanych surowców i uzyskiwanych produktów. W takim stanie rzeczy należy upatrywać głównej przyczyny niezamierzonej obecności GMO w produktach. OBYWATELE NIE MAJĄ GŁOSU Podstawowym aktem prawnym regulującym w naszym kraju sprawy obecności na rynku GMO jest Ustawa z 22 czerwca 2001 r. o organizmach genetycznie zmodyfikowanych (GMO). Mimo iż powoli rozbudowuje się administracyjny i laboratoryjny system nadzoru i kontroli nad takimi organizmami, można mówić o częstej obecności na rynku nieoznakowanej, zawierającej „genetyczne elementy”, żywności. Poważne zarzuty dotyczące obowiązującego prawa wysuwa tutaj Instytut na rzecz Ekorozwoju. Aleksander Kędra z tej organizacji twierdzi, iż pod pretekstem dostosowywania polskiego prawa do prawa unijnego i zobowiązań międzynarodowych eliminuje się zapisy umożliwiające efektywny udział społeczny w podejmowaniu decyzji dotyczących środowiska oraz zdrowia obywateli. Swoje zdanie uzasadnia przywołaniem faktu, iż przygotowany w lipcu 2004 roku projekt Ustawy o zmianie ustawy o organizmach genetycznie zmodyfikowanych oraz o zmianie niektórych innych ustaw wykreśla ze składu Komisji ds. GMO przedstawicieli organizacji konsumenckich, ekologicznych i przedsiębiorców. Taka decyzja pozbawia społeczeństwo możliwości skutecznego udziału społecznego w procesie podejmowania decyzji dotyczących wpływu takich organizmów na środowisko oraz zdrowie. Fakt ten wydaje się o tyle kłopotliwy, że ilość przeciwników stale rośnie. Są nimi nie tylko ekolodzy, ale i coraz większa ilość rolników czy konsumentów. Twierdzą oni, że przy braku wiedzy na temat skutków manipulacji genetycznych stwarzane jest zagrożenie dla przyszłych pokoleń. Nietrudno jest bowiem stracić kontrolę nad genami wprowadzonymi do środowiska. Obawy budzi także fakt, że zmieniona genetycznie żywność może wywoływać alergie i inne, nieznane jeszcze dla ludzkiego zdrowia skutki uboczne. EKOLODZY WALCZĄ Działania przeciwników GMO często podyktowane są ponadto próbą zachowania tradycyjnych upraw rolniczych. Takie działania podejmuje m.in. Stowarzyszenie Regionów Europejskich i ekolodzy z organizacji „Friends of the Earth” („Przyjaciele Ziemi”). Z wyraźnie negatywnego stanowiska odnośnie wprowadzenia na rynek GMO znany jest także Greenpeace. Zgłasza on poważne zastrzeżenia co do bezpieczeństwa produktów spożywczych i pasz, produkowanych z użyciem nowej odmiany modyfikowanej genetycznie kukurydzy firmy Monsanto. Organizacja krytykuje także otaczanie tajemnicą badań dotyczących tego oraz innych produktów GMO. Organizacje ekologiczne oczekują, by państwa członkowskie i lokalne samorządy same decydowały o dopuszczaniu na swoich terenach upraw wolnych od GMO. Żądają również systemu kontroli, pozwalającego na rzeczywiste oddzielenie upraw tradycyjnych i zawierających „mutanty”. Domagają się także wprowadzenia odpowiedzialności cywilnej rolnika mającego uprawy „skażone” GMO w przypadku wymieszania się nasion na polu farmera, który prowadzi uprawy tradycyjne. Takie prawo wprowadzą wkrótce u siebie Niemcy. ROLNICY PROTESTUJĄ Argumenty używane w tej sprawie przez polskich, przeciwnych wprowadzaniu GMO, rolników sprowadzają się zwykle do twierdzenia, iż tylko rolnictwo tradycyjne zapewnia żywność o wysokiej jakości. Pozwala ono także na utrzymanie miejsc pracy na terenach wiejskich, jak i podtrzymanie tradycji małych gospodarstw. Przedstawiając taką motywację, kilkadziesiąt gospodarstw rolnych w Małopolsce i na Dolnym Śląsku przystąpiło do akcji „Strefy Wolne od GMO”. Taka inicjatywa ma jedynie charakter dobrowolnej deklaracji i zupełnie pozbawiona jest mocy prawnej. Wobec braku regulacji prawnych chroniących rolnictwo ekologiczne przed zanieczyszczeniem GMO jest to jednak obecnie jedyny skuteczny sposób zapewnienia czystości upraw ekologicznych. Decyzja rolników to wynik inicjatywy podjętej przez ICPPC (International Coalition for Protect the Polish Countryside). Celem akcji jest uświadomienie społecznych zagrożeń związanych z produkcją i konsumpcją takiej żywności oraz wskazanie metod ich obrony. Wcześniejsze działanie, funkcjonujące pod szyldem „Europa wolna od GMO” połączyło 25 krajów Unii, mając na tyle dużą siłę sprawczą, że np. w Austrii osiem z dziewięciu istniejących prowincji zdecydowało się do niej przyłączyć. W Anglii natomiast ilość osób biorących udział w akcji to z kolei 14 mln mieszkańców. Koalicja ICPPC potępiła decyzję podjętą przez Komisję Europejską (z 8 września br.) o dodaniu 17 gatunków kukurydzy GMO do Europejskiej Listy Nasion. W swoim liście otwartym wezwała rząd Polski do wyrażenia formalnego sprzeciwu przeciwko wprowadzaniu na polski rynek produktów zawierających GMO Jadwiga Łopata z ICPPC twierdzi, iż właściwym kierunkiem rozwoju powinna być dla naszego kraju produkcja wysokiej jakości żywności metodami przyjaznymi środowisku, w ekologicznych i tradycyjnych gospodarstwach. Takie działanie ma służyć promowaniu i obronie najlepszych wartości tradycyjnej, polskiej wsi, a towarzyszyć mu może wprowadzanie nowoczesnych technologii. Zaliczymy tu wykorzystanie energii słonecznej, ekologiczne budownictwo czy biomasę produkowaną bez chemii i GMO. Członkowie ICPPC przestrzegają polskich rolników przed polityką koncernów produkujących nasiona GMO, ponieważ na wspomniane ziarna koncerny te posiadają patenty. Nie można więc wysiać tych z ubiegłorocznych zbiorów i wciąż trzeba dokonywać nowych zakupów. KONSUMENCI NIE WIEDZĄ Zdaniem inicjatorów akcji „Strefy wolne od GMO” ich działanie to wyjście naprzeciw zapotrzebowaniu konsumentów oczekujących zdrowej i bezpiecznej żywności. Zdaniem Mirosławy Konickiej z Głównego Inspektoratu Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, o konkurencyjności takich artykułów decyduje jakość samego produktu, ale także wiarygodna informacja o poszczególnych parametrach jakościowych. Tymczasem brak na opakowaniach produktów rzetelnych informacji dotyczących obecności w nich organizmów zmodyfikowanych genetycznie jest prowadzoną z konsumentem zabawą w ciuciubabkę i pozbawianiem go podstawowego prawa, jakim jest niewątpliwie... możliwość wyboru. Katarzyna Głowacka
|